poniedziałek, 20 lipca 2015

V.032















T&T, czyli Tofik i Tosia

Pierwszy w naszym domu pojawił się Tofik. Zamieszkał z nami kilka miesięcy po naszej przeprowadzce do Wrocławia i wynajęciu mieszkania. Rozmawialiśmy o kocie jakiś czas i w końcu pewnego wieczoru podjęliśmy decyzję. Od razu wiedzieliśmy, że nie potrzebujemy rasowego zwierzaka, bo „dachowce” też zasługują w pełni na miłość. Z miejsca zabrałam się do przeszukiwania Internetu i na jednym portalu z ogłoszeniami znalazłam trzy słodkie kocięta do oddania. Na zdjęciu były śliczne puchate szare kuleczki. Skontaktowałam się z osobą, która zamieściła ogłoszenie i rozpoczęło się oczekiwanie na naszego Kocurka. W dzień, w którym Tof miał trafić w końcu do nas, odebrałam smutny telefon. Nasz wybranek  pozostał sam, jego rodzeństwo zostało przygarnięte wcześniej i od momentu, gdy je stracił stał się osowiały — nie jadł, chodził ciągle za matką. Padło pytanie, czy chcemy dalej go przygarnąć, ale dla mnie było pewne, że poradzimy sobie z tym problemem i wszystko dobrze się ułoży. Kociaka odbierał Grzesiek. Pojechał samochodem. Przy fotelu pasażera miał przygotowany dla kota karton z kocykiem, żeby ułatwić mu podróż. Tofik jednak nie interesował się miłym legowiskiem przygotowanym specjalnie dla niego i władował się od razu na kolana. Tam przeleżał całą drogę, nie dając odłożyć się „na miejsce”. Kiedy przyjechali do domu, z miejsca zakochałam się w tym mieszczącym się w dłoniach brzdącu. Zaczęliśmy walkę o to, żeby zaczął normalnie jeść i wygraliśmy ją. Teraz Tofik jest zdrowym, pięknym kocurem.

Około pół roku Tofik był sam. W pewnym momencie pani weterynarz zasiała w nas myśl o drugim kociaku. Na początku byliśmy sceptyczni, nie mogliśmy się zdecydować. Chociaż dużo przemawiało za tym pomysłem — chociażby ze względu na nasz czas pracy. Tofik często zostawał sam, a tak miałby towarzystwo, a my dodatkowego kociaka do kochania. Wszystko zmieniło się, kiedy znajoma udostępniła na Facebook’u zdjęcia prześlicznego małego, białego, puchatego kociaka, który szukał swojego człowieka. Dla mnie znowu było jasne, że to ten, że tego kociaka chcę i tylko... ona jest odpowiednia dla mojego tygrysa. Grzesiek był bardziej powściągliwy, ale po dłuższej rozmowie i zobaczeniu zdjęć też się przekonał. Tak jak w przypadku Tofika od razy skontaktowałam się w sprawie adopcji Tośki. Byłam na 100% pewna, że musi być z nami. O jej wcześniejszym życiu wiemy niewiele poza tym, że została porzucona w jednej z lecznic. Jeszcze w jej domu tymczasowym przy podpisywaniu dokumentów adopcyjnych wzięłam ją na kolana i w jednej sekundzie zaczęła głośno mruczeć, zauroczyło mnie to i do tej pory Tosia nie potrzebuje dużo, żeby się „uruchomić”.

Kociaki dogadały się w miarę szybko i teraz stanowią cudowną parę, chociaż nie obywa się bez kocich kłótni. Dzisiaj już nie potrafimy sobie nawet wyobrazić życia bez tych dwóch psotników. W mieszkaniu byłoby jakoś tak pusto i smutno.

1 komentarz:

  1. Agnieszka i Grzegorz mają ogromne serca! Podziękowania w imieniu zwierzaków. Oby więcej takich postaw godnych naśladowania. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.