Moja koleżanka obecnie prowadząca fundację ”Głodny Pies”, gdy tylko usłyszała, że myślę o przygarnięciu kota, nie dała mi dużo czasu do namysłu. Powiedziała, że ma dla mnie kociaka. I tak dwa lata temu trafiła do nas kotka Brandy. Mała bieda po ciężkiej chorobie, wyglądająca jak nietoperz z wielkimi uszami. Dziś nie wyobrażamy sobie naszych pobudek bez jej mruczenia, zasypiania na naszych rękach i czekania w oknie na nasz powrót.
Po roku stwierdziliśmy, że kot jest zwierzęciem jak najbardziej dla nas i pojawiła się myśl o kolejnym. I tu pomógł Facebook. Magda Myszak, która pomaga kotom, zbiera je z ulicy i wynajduje domy, wrzuciła zdjęcie przepięknego buraska. Zakochałam się od pierwszego spojrzenia i mamy Borysa. Przecudny autysta, który nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, bardzo rzadko mruczy i jako swoją „pańcię” do głaskania upatrzył sobie moją Mamę.
Minęło kilka miesięcy i znów Facebook. Kasia Drelich z Foondacji Felis szukała Domu Tymczasowego. W ten sposób mieliśmy przyjemność goszczenia Poziomki, Blu, Bahiry i Bakcyla — naszych Tymczasków, które z czasem trafiły do „swoich” domów.
Kiedy Bakcyl znalazł swojego człowieka do kochania, nasza Brandy złapała koci katar, który musieliśmy wyleczyć, stąd nastała przerwa w tymczasowaniu. Nasza córka stawiała opór kolejnym Tymczaskom, bo każdy kot zajmuje miejsce w naszych sercach i oddawanie go nie jest łatwe. Jednak telefon z Fundacji „Głodny Pies” z pytaniem, czy przyjmiemy kota, zmienił nasze zdanie. Sytuacja jakich wiele, znaleziony kociak, którego nie można zostawić na ulicy w zimne grudniowe noce. Jechał do nas jako kotka, a okazał się ślicznym burastym kociakiem. Z racji wielkiej brzusznej przepukliny otrzymał imię Bąbel.
Jakież było nasze zdziwienie, kiedy Borys, do tej pory zupełnie niezwracający uwagi ani na Brandy, ani na inne tymczasy, zaczął wariować z małym Bąblem. Stał się „dużym bratem”, wprowadzającym młodego w tajniki kociego życia. Spełnieniem naszym marzeń był ich widok wzajemnie się myjących. Przez dwa lata nie było nam dane ujrzeć naszych kotów w takiej zażyłości. Również nasz akocia księżniczka Brandy zaakceptowała Bąbla. Nie była to miłość ze wzajemnym spaniem, ale obyło się bez fukania i ogranicza się do gonitw po całym mieszkaniu, jednak podzieliła się z Bąblem swoim terytorium na szafie. W ten oto sposób okazało się, że przez nasze koty, Bąbel kupił nasze serca i decyzja, aby z tymczaska został rezydentem, była bardzo łatwa. Skłamałabym twierdząc, że tylko przez koty — Bąbel jak żaden z naszych kotów uwielbia pieszczoty i zabawy, wskakuje na kolana i z włączonym traktorkiem rano nas budzi. Uwielbiamy wieczorne zasypianie, słuchając mruczenia Bąbla ułożonego pomiędzy nami, z Borysem w naszych nogach i Brandy, która układa się obok nas lub przemyka po nas do swojego „szafowego” królestwa.
Możemy śmiało powiedzieć: w naszym domu rządzą trzy koty i są dla nas rodziną.
I tu historia miała się zakończyć, ale... Pojawiła się Zuza. Kolejna kocia znajda ze śmietnika, której nie można było zostawić. Mamy więc cztery koty.
<3 <3 <3 Oby wszystkie koty trafiały na takich opiekunów i do takich domów :)
OdpowiedzUsuń