poniedziałek, 26 października 2015

V.072









Forsuję stale tezę, że wszyscy potrzebujemy kontaktów międzygatunkowych, bo bez nich nasze życie jest mniej interesujące. Oczywiście czasami dociera do mnie, że istnieją przypadki, które powinny być izolowane — nie tylko od innych gatunków, ale i od własnego. Nadal jednak uważam, że warto próbować... 
Na poparcie moich "mądrości" mam przypadki domów, które odwiedzam przy okazji akcji. Kolejnym domem, o którym napiszę, jest psi domek stworzony przez Danutę i jej rodzinę. Zaznaczę, że nie od początku był to psi dom. Po przeprowadzce do Łodzi, blokowiska tak bardzo przygnębiały, że wiele osób przygarniało zwierzaki — od rybek i ptaszków przez chomiki, szczurki, myszki i świnki morskie, po koty i psy. U Danuty w domu pojawił się najpierw chomik, który jak to chomiki nie żył zbyt długo. Później nadszedł czas kota, który jednak wrócił na wieś, bo nie służyło mu blokowisko i życie w zamknięciu. Aż wreszcie rozpoczęła się era psów. Był rok 1995 i moment zgubny dla całej rodziny, która już na stałe wsiąknęła w temat.
Pierwszym psem była Tina. Błąkającą się bidę przygarnęli sąsiedzi. Okazało się jednak, że nie mogą jej zatrzymać.  Mieli już jedną sunię, która zupełnie nie akceptowała znajdy i była wobec niej bardzo agresywna. Z bólem rozważali oddanie znajdy do schroniska, ale z pomocą pospieszyła Danuta, która przyjęła Tinę pod swój dach (czytaj – sufit). Dziewczyna miała zmysł muzyczny i bardzo określone preferencje wokalne. Uważała, że jeśli już kochać muzykę i śpiewać, to tylko w towarzystwie najlepszych — jej ulubieńcem stał się Luciano Pavarotti — on i tylko on. Słuchając występu trzech tenorów, wtórowała tylko Pavarottiemu. Można stwierdzić również, że Tina "wychowała" dzieci Danuty. Doprowadziła je do chwili, gdy były gotowe opuścić rodzinny dom. Nauczyła je odpowiedzialności, empatii, delikatności, a także tego, że zwierzę nie jest rzeczą, ale cudowną, czującą istotą. Tina Przeżyła ze swoimi opiekunami 14 lat.
Po jej śmierci w 2007 roku zapanowała pustka. Córka i syn Danuty podjęli szybką decyzję o przygarnięciu psa ze schroniska — pojechali, wybrali i... zadecydowali, że pies wraca z nimi już, natychmiast. No właśnie, bo w schronisku usłyszeli, że wybrana sunia musi jeszcze przejść operację sterylizacji i to potrwa. Widmo domu bez psa było tak przytłaczające, że upór młodych ludzi zaprocentował. Przyjechali z psem, którego nazwali Gapa. 
Zabiedzona, przestraszona nowymi okolicznościami sunia szybko wracała do formy, ładnie jadła, przybierała na wadze. Może trochę za szybko, ale kto śmiałby jej to wypominać — doświadczyła w końcu schroniskowego życia, a to zawsze pozostawia jakąś traumę. Pewnego dnia grubiutka Gapcia... pękła. Sytuacja kryzysowa okazała się ciążą i nagle wyszło na jaw, że sugestia sterylizacji przed adopcją była przesłanką ku pewnym przypuszczeniom pracowników schroniska. Gapa urodziła dwa szczeniaki, zupełnie do niej niepodobne.
Historia szczeniaków jest taka: nikt ich nie chciał. Ogłoszenia nie skutkowały. Wśród znajomych nikt psa nie poszukiwał. Rodzina Danuty z początku nie wyobrażała sobie możliwości zostawienia szczeniaków u siebie. Jednak odchowywanie ich, akcja psie przedszkole w domu, wszystkie zabawy i eksploracje mieszkania sprawiły, że któregoś dnia zapadła decyzja — większy pies zamieszka na wsi z mamą Danuty w domu z ogrodem, gdzie będzie miał dużo przestrzeni, a mniejszy zostanie. Większy to Misiek, który zawsze rozpoznaje "swoich", kiedy przybywają w odwiedziny. Mniejszy to Kajtek.
Po tych przygodach Gapa została wysterylizowana, bo perspektywa kolejnych szczeniaków i szczerej niechęci do ich wydania komuś obcemu, nie wróżyły małego stada. Już obecność Gapy i Kajtka zmieniła rutynę tej rodziny, większej ilości zwierzaków jednak nie przewidywano.
Kajtek jest radosnym, rozszczekanym psiakiem i wielkim pieszczochem. Potrafi prosić, a nawet błagać. W razie potrzeby jak nic nie uda mu się wysępić... sam sobie weźmie. Dodajmy jeszcze, że koleżka uwielbia bańki mydlane, które zaciekle niszczy. Przysmaczki zjadłby w każdej ilości, ale są przed nim chowane. Gapa przyłącza się do dziadowania, bo zawsze coś może jej skapnąć. Nauczyła się podawać łapę. Ale nie uważa, by to było coś, czego można od niej oczekiwać bez zapłaty. Gapa jest przyjazna i spokojna. Trochę już głucha i ślepa, ale nadal "roześmiana" i pogodna. Jej syn jest zdecydowanie psem obronnym, ze szczególnym uwzględnieniem obrony michy...
Widać, że oba psy są kochane, że stworzyły relację z ludźmi, bez której obie strony nie byłyby takie same. I ta relacja zaowocowała miłością ludzi do zwierząt na większą skalę, Danuta angażuje się bowiem w pomaganie bezdomniakom... W pomaganie wciągnęła też całą swoją rodzinę. Od kilku miesięcy jej syn też ma psa — znajdę, a córka rozważa decyzję o adoptowaniu jakiejś schroniskowej bidy. Bo dom bez psa jest taki jakiś… niepełny i nie do końca fajny.
Wspomnienia przygód, jakie towarzyszyły kolejnym zwierzęcym obecnościom w życiu człowieka, budują naszą tożsamość. Czyli jednak zwierzęta czegoś nas uczą. Wystarczy tylko otworzyć się na nie, a reszta wydarza się już sama.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.