Antek i Leia na warszawskiej Woli dzielą mieszkanie ze swoimi opiekunami.
Mniej więcej dwa lata temu Aleksandra i Paweł rozpoczęli poszukiwania kota do adopcji. Wiedzieli, że bez względu czy to będzie kot, czy kotka dostanie imię Antek.
Znaleźli ogłoszenie — ktoś podrzucił do lecznicy na Mokotowie dwa małe czarne kotki. Jeden kociak szybko znalazł dom, drugi miał bielmo na oku po kocim katarze i mniejsze szczęście. Paweł nie był pewny, czy adoptować chorego kota, ale wiedział też, że Aleksandra bez kota z lecznicy nie wyjdzie, dlatego szybko skapitulował. W ten sposób Antek zawładnął sercem Aleksandry i znalazł kochający dom.
Niestety pewnego dnia podczas zabawy kociak zadrapał oko i przebił sobie bielmo. Pomimo długotrwałego leczenia oko nie chciało się w pełni zagoić i dochodziło do licznych zapaleń. Dlatego najlepszym wyjściem, aby poprawić samopoczucie i zdrowie Antka była decyzja o usunięciu oka. Od tamtej pory Antek jest zdrów jak ryba. Antek, dopóki był jedynakiem, z wielką pasją atakował ręce swoich opiekunów. Co jest typowe dla kocich jedynaków. Dlatego mniej więcej rok po adopcji Antka Aleksandra i Paweł, tak jak większość kocich opiekunów, których mam przyjemność odwiedzać w ramach akcji Mój Kot Ma Dom, zrozumieli, że co dwa koty, to nie jeden. Dlatego zaczęli rozglądać się za kolejnym podopiecznym. Zupełnie przypadkiem, a może dzięki przeznaczeniu, ich znajoma musiała się przeprowadzić i ze względów zdrowotnych nie mogła zabrać ze sobą niedawno przygarniętej ze schroniska kotki. Kotka najpierw trafiła do mamy koleżanki, ale tam nie zaznała spokoju, bo nie dogadywała się z kocim rezydentem. Kiedy Aleksandra i Paweł dowiedzieli się o tym, nie zwlekali z decyzją ani chwili. I tak Leia z Krakowa przeprowadziła się do stolicy i zamieszkała na warszawskiej Woli ze swoim przyszywanym bratem Antkiem.
Koty tworzą zgrany zespół i darzę się wielką miłością. Spały obok siebie już drugiego dnia po poznaniu.
Leia potrafi usnąć w każdej pozycji i mruczy jak traktor. Antek zaś uwielbia ugniatać, zwłaszcza kolana Aleksandry. Obydwa kochają tuńczyka z puszki i z wielką pasją wchodzą pod nogi swoich opiekunów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.