wtorek, 4 kwietnia 2017

VII.002
















W Krakowie poza jednym planowanym spotkaniem okazało się, że mam szansę na jeszcze dwa inne. Dlatego wieczorową porą w przedostatnim dniu mojego pobytu odwiedziłam znajomego przyjaciół, który jest opiekunem kotki... z Łodzi — jak widać, świat jest mały i lubi ironię. Łodzianka, której na imię Antenka, nie była szczególnie zadowolona z odwiedzin. Patrzyła na nas jak na zło konieczne. Później zrozumiałam, że to pewno za sprawą tych wszystkich zaczepek, które niekociarze czynią, by zwrócić uwagę kota. 
Antenka jest nakolankową panną, przy czym uważa, że jej opiekun ma obowiązek udostępniania jej kolan. Podczas wizyty zameldowała się najpierw przy swoim opiekunie, a później patrząc na niego znacząco, wskazała na chęć legnięcia na kolanach. I tak sobie spała, kiedy my plotkowaliśmy, strzelaliśmy jej fotki i zastanawialiśmy się nad zabawnością sytuacji, kiedy to Łodzianka, przyjeżdża do Krakowa, żeby sfotografować Łodziankę... Antenka jest kocią sierotką, która w wyniku adopcji znalazła opiekuna, który oddaje jej cześć, karmi ją, mizia i robi całą masę tych wszystkich rzeczy, które każdemu kotu po prostu się należą, a których niekociarze nigdy nie zrozumieją, bo wydają im się absolutnym przykładem odklejenie od rzeczywistości. No więc nie. Zwierzę, w tym przede wszystkim kot, ma wszelkie prawa... O obowiązkach nie ma co dyskutować, bo wszyscy wiemy, że obowiązki są wtedy, kiedy traktuje się kogoś na równi, a to średnio ludziom wychodzi. Przy czym, gdyby ktokolwiek zapytał, to Antenka mogłaby odpowiedzieć, że jej obowiązkiem jest np. witać gości i odprowadzać ich do drzwi. Obrona mieszkania także jest jej obowiązkiem. Obowiązkowo budzi swojego opiekuna, sprawdza jego odruchy warunkowe. A przecież nikt jej za to nie płaci! Ona bardzo poważnie traktuje sprawę dzielenia dachu z człowiekiem. Niestety nikt nie zapytał jej o to, tak właśnie przejawia się dyskryminacja... Wiem natomiast, że nie należy ona do sekty kotów zabójców zieleni, bo wszystkie kwiaty wyglądały na nietknięte. Nie wykazywała nawet zainteresowania nimi i nie sądzę, by nasze towarzystwo miało z tym cokolwiek wspólnego. 
Po dłuższym czasie leżenia, zaczęto jej przeszkadzać, podtykając kieliszek z winem, lub obco pachnącą dłoń. Wtedy talent aktorski Antenki dał o sobie znać i ilość min doprowadziła mnie do rozbawienia. Naburmuszona dama zeszła z kolan i położyła się na oparciu kanapy — miała nas na oku, ale nie wchodziła już z nami w interakcje. Wyraźnie pokazała, co o nas sądzi. Cóż... Tak to już bywa z gośćmi, że nie zawsze zachowują się tak, jak właścicielka mieszkania sobie mogła życzyć. 
Przepraszamy Antenko! 
Poprawimy się... kiedyś.

Ja ze swojej strony bardzo dziękuję za możliwość spotkania i zapoznanie z taką ładną i dobrze wychowaną panną. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.