O kocie, który średnio lubi zdjęcia
Jak tylko przekroczyłam próg mieszkania, przywitał mnie największy
dachowiec, jakiego w życiu widziałam. Pan na włościach obejrzał nowego gościa i
pozwolił zaprowadzić go do pokoju, a następnie próbował dyskretnie się ulotnić,
choć przecież przybyłam właśnie do niego!
Na szczęście miałam ze sobą standardowy zestaw kociego
fotografa – kocie przysmaki i wędkę ze wstążkami. W ten oto magiczny sposób
8-letni wówczas Migot zmienił się w kociaka Migusia, który z charakterystycznym
dla kotów obłędem w oczach skakał za sznurkami i wydłubywał smakołyki spod
szafy.
Historia tego biało-burego kocura o cudownie zielonych
oczach jest podobna do wielu innych polskich kotów. Urodził się na wsi pod
Tarnowem, gdzie rozkochał w sobie mieszkankę Krakowa, zyskując okazję do życia
w wielkim mieście. W tym czasie prawdziwą, lecz w finale tragiczną namiętnością
darzyły go również pchły, pchełki i pchluszki. Historia jak wiele innych,
prawda?
Migotek wyrósł na wielkiego i dostojnego przystojniaka. Z
przyjemnością patrzyłam, jak balansuje na łapach, poruszając się dystyngowanie po
parkiecie niczym bohater tańca z futrami. Co takiego porabia obecnie w mieście
królów i wyższych uczelni? Otóż zdobył dyplom z włamywania się i intensywnie wykorzystuje
nabytą wiedzę w praktyce. Bieżącej wiosny studiuje rozkład plam na Słońcu i globalne
ocieplenie lokalnego parapetu. Należy również do drużyny reprezentującej koci
świat w skokach, ale kotkurencję ma całkiem sporą.
W trakcie wizyty pozował w każdej części pokoju, droczył się
ze mną zza firanki, oprowadzał po kartonowej rezydencji i przede wszystkim
pokazywał, kto tu rządzi. Zrozumiale udowadniał mi, że przytulne mieszkanie
oraz urocza brunetka należą do niego i tylko do niego, a ja mogę co najwyżej
zrobić im kilka zdjęć i za jego przyzwoleniem pokazać Wam w naszej akcji. Bo zdjęcia lubi średnio, ale zdjęcia zdecydowanie lubią jego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.