poniedziałek, 29 sierpnia 2016

VI.015

Sasza, Masza i Nitka... i nitka

Maszę zastałam w łazience, dokąd udała się na drzemkę

Udało się jednak zaprosić ją do zabawy

Sasza jednak bardziej niż siostry lubi zabawę

i higienę osobistą, o której przypomina jej absolutnie każda zabawa

poluje więc do upadłego

i nie daje za wygraną

żadna zabawka nie będzie dyktowała jej warunków

ma też chwile drzemek... 

Nitka okazała się całkiem chętną do zabawy, mimo upału

polowała dość zaciekle

a przy tym robiła rozkoszne miny

i zerkała, czy aby nadal robię jej zdjęcia

robiłam... 

serio...

dlatego pozowała długo i przybierała różne groźne pozycje

po zabawie wyczyściła futerko 

i padła... słodkich snów! 


Kot do trzeciej potęgi


Każde spotkanie z opiekunami zwierząt jest dla mnie szczególne. Mam okazję poznawać ludzi i ich zwierząt, które są bardzo różne i wiedza o ich zachowaniach, pozwala mi na lepsze rozumienie moich podopiecznych. To spotkanie okazało się sześćdziesiątym wpisem mojego autorstwa w Akcji, dodatkowo jest absolutnie kocie. Być może parę lat temu byłby to żółwiowy wpis z jednym kotem Klemensem, ale żółwiom znaleziono luksusowe warunki z wybiegami, fontannami, wodospadami — taki żółwiowy raj. Kot Klemens natomiast postanowił pożegnać wszystkich i podreptał wbrew oczekiwaniom swoich opiekunów za tęczowy most — miejsce znane powszechnie, bo już zamieszkiwane przez bliskie nam istoty. O Klemensie wiem tyle, że był atrakcyjnym, aczkolwiek raczej niedostępnym mężczyzną i że stopień swojej dostępności modyfikował, kiedy na horyzoncie pojawiała się ryba. Wtedy sam przychodził na głaskanie, był nagle miłym i przyjaznym koteczkiem, ryba znikała — kot wracał do swojego: "ale gdzie z tymi łapami?"
Odejście Klemensa było dużym ciosem dla rodziny. Agnieszka z Krzysztofem wiedzieli, że dom bez kota, nie jest domem, zakładali jednak, że muszą odczekać. Córka Ola zdążyła wrócić ze szkoły... a rodzice już "siedzieli w kotach" i wyszukiwali na stronach fundacyjnych zwierzaka do adopcji. Koty z Radomska przeprowadziły interwencję, w wyniku której trzy siostry (można powiedzieć: siostry ksero) trafiły do domu tymczasowego, a następnie dwie z nich do Fundacji Miasto Kotów. Kotki były leczone jeszcze w domu tymczasowym, jedną z sióstr, tę najbiedniej wyglądającą, wyadoptowano szybciej. Zostały więc tylko dwie dziewczyny, które w marcu 2015 roku przyjechały do Łodzi. Tak Masza i Sasza (fundacyjna Yoko i Yumi) znalazły swój dom. Jednak na tym się nie skończyło.
Dziewczyny są dość charakterystycznie (i podobnie) umaszczone: są białe w jasnoszare (srebrne) i jasnorude (miedziane) plamy. Przy czym Sasza część plam ma mocniej zabarwionych i wygląda, jakby pozostałe po prostu sprały się i zbladły. Za sprawą pani Andżeliki i Radomszczańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w październiku uwaga Agnieszki i Krzysztofa skupiła się na koteczce, która przypominała już zaadoptowany przymilny duecik i jakoś przestało mieć znaczenie, czy kotów będzie dwa, czy trzy. Nitka, początkowo nieufna, lekko wycofana, z czasem zaczęła akceptować nowe otoczenie. Podczas urlopu opiekunów, kotami zajmowała się sąsiadka — micha pełna, kuweta posprzątana, koty wygłaskane, więc wszystko super. Jednak to po powrocie do domu okazało się, że Nitka przeszła niezwykłą przemianę i nagle ta doświadczona przez życie młoda kotka zaczęła pokazywać swoją miłość wszystkim domownikom. Najwyraźniej ucieszył ją fakt, że nie została porzucona. 
Masza i Sasza nie urodziły się może w luksusach, były pod opieką kogoś, kto nie powinien zajmować się zwierzętami, bo sam nie może zadbać o siebie. Nitka jednak musiała radzić sobie sama. Została przygarnięta przez kogoś, kto z kolei rzadko bywał w domu, więc kotka miała zbyt słaby kontakt z ludźmi. Nowy dom pozwolił jej na otwarcie się na człowieka i inne koty. Teraz bawi się wraz z koleżankami, przyszywanymi. Wszystkie trzy panny uwielbiają łowienie ciem i urządzają nocne sabaty nad większymi owadami, które do rana zamęczają. Ale nie jedzą. Co to, to nie.
Gdyby nie to, że udało nam się zachęcić (mimo pory drzemki i upału) dziewczyny do wspólnej zabawy, moglibyście przypuszczać, że coś ściemniamy z tymi trzema kotami, bo przecież to ciągle ten sam, albo prawie identyczny kot. Na szczęście mam je wszystkie na jednym zdjęciu i nawet widać, że czymś się jednak od siebie różnią — photoshopa nie było, trzy kocie panny, a i owszem.
Dodam jeszcze na koniec, że w tej rodzinie sami psiarze..., jak widać jednak Klemens, mimo swego trudnego charakteru potrafił zmienić ludzi, a odchodząc, dał dom trzem przesympatycznym i przymilnym damom. Więc chyba jednak warto mieć kota, by później można było mieć więcej kotów? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.