piątek, 13 maja 2016

VI.003















Moja kocia przygoda rozpoczęła się prawie dziewięć lat temu, kiedy w starej brytfance zamiast kuwety zawitała do mojego rodzinnego domu Lara. Kocia indywidualistka, kotka mroczna, nieprzystępna. Kot z natury odbiegający od standardów przytulaka. Nieprzespane noce spowodowane brakiem doświadczenia, niezbyt przyjemna atmosfera w czterech ścianach sprawiły, iż Lara stała się moją najlepszą przyjaciółką. Jej sierść przyjęła wiele moich łez. Potrafiła i wciąż potrafi wywołać uśmiech, chociażby tym, że przyszła poleżeć na drugim końcu łóżka, tak jak ona lubi najbardziej – na swoich własnych warunkach. Przez pięć lat samotniczka, która potrafiła pogonić nawet szczeniaczka na chwile przyprowadzonego do domu. I wtedy pojawia się Mimi, około trzymiesięczne kocie dziecko, które wyłoniło się z krzaków przy torowisku. Najpierw miauczała, tuliła się do nóg, wskakiwała do torby na zakupy, aż po chwili postanowiła, że pójdzie za nami do domu. Niestrudzona psim szczekaniem, kroczyła dzielnie za nami, momentami biegnąc do utraty tchu. Nie planowaliśmy kolejnej kotki, obawialiśmy się negatywnej reakcji Lary… A jednak, kiedy Mimi po raz pierwszy spotkała się z Larą, było wiadomo, że może nie będzie to miłość życia, ale pokojowa współpraca z pewnością. 
Historia Neli jest dużo bardziej pogmatwana. Na nowym mieszkaniu, już w dorosłym życiu, z drugą połówką i dwoma kotkami u boku. Już przy pierwszej wizycie postanowiłam, że zdjęcia małej nie będą do ogłoszeń, bardziej dla udokumentowania jej rozwoju. Postanowienia, postanowieniami, ale ta adopcja wymagała wielu przemyśleń, postanowień oraz powodowała wątpliwości, czy aby na pewno będzie się "tym domem". Stąd mała refleksja dotycząca adopcji. 
Odwiedzając Domy Tymczasowe, najbardziej zależy nam na ukazaniu natury danego zwierzęcia, ale nie oszukujmy się, nie jest to w pełni możliwe. Będąc na wizycie przedadopcyjnej, każda chętna osoba powinna się liczyć z tym, że widzi tylko część charakteru zwierzęcia. Widzi stworzenie w sytuacji niekoniecznie komfortowej, w chwili, która wymaga specjalnego działania. Nie należy się zrażać. W przypadku zwierząt nie działa zasada oceny na podstawie jednego spotkania. Ba, nawet w przypadkach, kiedy dane zwierzę widzi się często przed adopcją, nie można być w 100% pewnym jego zachowania.
"Po co umowy adopcyjne? Ankiety itd.? Przecież fundacje powinny się cieszyć, że ich podopieczni mają perspektywę posiadania domu". Niejednokrotnie w internecie można przeczytać takie opinie, ale postawmy się w sytuacji wolontariuszy i domów tymczasowych. Ich podopieczni niejednokrotnie spędzają u nich trochę czasu, pokazują się czasem z lepszej, czasem z gorszej strony. Przede wszystkim obydwie strony przywiązują się do siebie. Przecież nikt z nas nie powierzyłby nikogo, ani nawet niczego cennego osobie, która może budzić wątpliwości. A ludzie, tak samo jak zwierzęta, bywają różni (i podczas jednej wizyty trudno ich wolontariuszom ocenić, czy będą tym właściwym domem).
Wracając do głównego wątku: Nela nie posiada tylnej łapy, byłaby kotką na dokocenie. Nachodziły nas pytania typu: "czy damy sobie radę z trzema kotami", "czy Mała nie będzie wymagała profesjonalnego sprzętu, a jeśli tak skąd weźmiemy na to pieniądze". Każda adopcja ma inną historię i każda jest pełna pytań i wątpliwości. Wiecie co? Naprawdę warto. 
Daliśmy sobie radę, pytania wciąż powracają, ale możecie mi uwierzyć, świadczą one o naszej miłości do naszych dziewczynek i są dowodem na to, że zarówno my, jak i powierzająca nam zwierzę fundacja, podjęliśmy najlepszą z możliwych decyzji.
Historia Lary jest mi znana od momentu narodzin, Mimi to wielka niewiadoma, a Nela w swoim młodym życiu została straszliwie skrzywdzona przez człowieka. Każda z nich jest zupełnie inna, ale łączy je jedno: bez nich nie byłabym tym, kim jestem teraz.

[Dziewczęta możecie odwiedzać na ich prywatnym Kotbuku oczywiście — zaprszamy]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.