Moja kocia przygoda rozpoczęła się prawie dziewięć lat temu, kiedy w starej brytfance
zamiast kuwety zawitała do mojego rodzinnego domu Lara. Kocia indywidualistka,
kotka mroczna, nieprzystępna. Kot z natury odbiegający od standardów
przytulaka. Nieprzespane noce spowodowane brakiem doświadczenia, niezbyt
przyjemna atmosfera w czterech ścianach sprawiły, iż Lara stała się moją najlepszą
przyjaciółką. Jej sierść przyjęła wiele moich łez. Potrafiła i wciąż potrafi
wywołać uśmiech, chociażby tym, że przyszła poleżeć na drugim końcu łóżka, tak
jak ona lubi najbardziej – na swoich własnych warunkach. Przez pięć lat
samotniczka, która potrafiła pogonić nawet szczeniaczka na chwile
przyprowadzonego do domu. I wtedy pojawia się Mimi, około trzymiesięczne kocie
dziecko, które wyłoniło się z krzaków przy torowisku. Najpierw miauczała,
tuliła się do nóg, wskakiwała do torby na zakupy, aż po chwili postanowiła, że
pójdzie za nami do domu. Niestrudzona psim szczekaniem, kroczyła dzielnie za
nami, momentami biegnąc do utraty tchu. Nie planowaliśmy kolejnej kotki,
obawialiśmy się negatywnej reakcji Lary… A jednak, kiedy Mimi po raz pierwszy
spotkała się z Larą, było wiadomo, że może nie będzie to miłość życia, ale
pokojowa współpraca z pewnością.
Historia Neli jest dużo bardziej pogmatwana. Na nowym
mieszkaniu, już w dorosłym życiu, z drugą połówką i dwoma kotkami u boku. Już przy
pierwszej wizycie postanowiłam, że zdjęcia małej nie będą do ogłoszeń, bardziej
dla udokumentowania jej rozwoju. Postanowienia, postanowieniami, ale ta adopcja
wymagała wielu przemyśleń, postanowień oraz powodowała wątpliwości, czy aby na pewno będzie
się "tym domem". Stąd mała refleksja dotycząca adopcji.
Odwiedzając Domy Tymczasowe, najbardziej zależy nam na
ukazaniu natury danego zwierzęcia, ale nie oszukujmy się, nie jest to w pełni
możliwe. Będąc na wizycie przedadopcyjnej, każda chętna osoba powinna się liczyć
z tym, że widzi tylko część charakteru zwierzęcia. Widzi stworzenie w sytuacji
niekoniecznie komfortowej, w chwili, która wymaga specjalnego działania. Nie
należy się zrażać. W przypadku zwierząt nie działa zasada oceny na podstawie
jednego spotkania. Ba, nawet w przypadkach, kiedy dane zwierzę widzi się często
przed adopcją, nie można być w 100% pewnym jego zachowania.
"Po co umowy adopcyjne? Ankiety itd.? Przecież fundacje powinny się cieszyć, że ich podopieczni mają perspektywę posiadania
domu". Niejednokrotnie w internecie można przeczytać takie opinie, ale
postawmy się w sytuacji wolontariuszy i domów tymczasowych. Ich podopieczni niejednokrotnie
spędzają u nich trochę czasu, pokazują się czasem z lepszej, czasem z gorszej
strony. Przede wszystkim obydwie strony przywiązują się do siebie. Przecież
nikt z nas nie powierzyłby nikogo, ani nawet niczego cennego osobie, która może
budzić wątpliwości. A ludzie, tak samo jak zwierzęta, bywają różni (i podczas jednej wizyty trudno ich wolontariuszom ocenić, czy będą tym właściwym domem).
Wracając do głównego wątku: Nela nie posiada tylnej łapy, byłaby
kotką na dokocenie. Nachodziły nas pytania typu: "czy damy sobie radę z trzema kotami",
"czy Mała nie będzie wymagała profesjonalnego sprzętu, a jeśli tak skąd
weźmiemy na to pieniądze". Każda adopcja ma inną historię i każda jest
pełna pytań i wątpliwości. Wiecie co? Naprawdę warto.
Daliśmy sobie radę, pytania wciąż powracają, ale
możecie mi uwierzyć, świadczą one o naszej miłości do naszych dziewczynek i są dowodem na
to, że zarówno my, jak i powierzająca nam zwierzę fundacja, podjęliśmy najlepszą
z możliwych decyzji.
Historia Lary jest mi
znana od momentu narodzin, Mimi to wielka niewiadoma, a Nela w swoim młodym
życiu została straszliwie skrzywdzona przez człowieka. Każda z nich jest
zupełnie inna, ale łączy je jedno: bez nich nie byłabym tym, kim jestem teraz.
[Dziewczęta możecie odwiedzać na ich prywatnym Kotbuku oczywiście — zaprszamy]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.