Pixie
Nitka
Coco
Tym razem ponownie odwiedziłam Janinę i Marka, goszczących już wcześniej w
czwartej edycji naszej akcji (wpis IV.049). Tym razem mruczącymi bohaterami są
dwie piękne pręgowane damy, Nitka i Coco, oraz Pixie, który w pręgowatości im
ani trochę nie ustępuje.
Czarny Dixie, którego czytelnicy mogą pamiętać z wcześniejszej historii,
przegrał z białaczką. Pomimo walki i starań o uratowanie go, brat Pixiego
odszedł do krainy wiecznych łowów trochę ponad rok temu. Decyzja o dokoceniu oczywiście dojrzewała.
Później problemem był wybór kotów, które zamieszkają z Pixim. Pierwotnie miało
to być jedno z kocich rodzeństw, ale było zbyt wcześnie na adopcję kolejnego
czarnego kota po stracie poprzedniego.
A jaka jest historia Nici i Coco (Kłębuszka)? Nitka w wieku ok. roku (choć
niesamowicie mała i drobna!) trafiła krótko po stracie swoich kociąt pod opiekę komitetu społecznego Pokochaj i
Przygarnij z Gliwic. Instynkt macierzyński
udało się „przekierować” na maleńkiego, kilkudniowego kociaka, który stracił
mamę, a jeszcze bardzo potrzebował jej opieki i pokarmu. Tym maluchem był… a
właściwie była Kłębuszek. Maluch spłatał figla opiekunom i dopiero po jakimś
czasie okazało się, że kocurem zostać nie planuje, za to wyrasta na całkiem
ładną koteczkę.
Pixie niezwykle się uspokoił po stracie brata – prawie jakby przejął jego
charakter. Z zaakceptowaniem kotek nie miał problemów. Teraz zastępuje go Coco,
której energia jest niewyczerpana. Tym razem to ona wpadała w kadr atakując
piórka, którymi pomagałam sobie fotografując inne koty. Chociaż w kwestii
piórek i Pixie wiele się nie zmienił – ucieczki z wędką nadal wychodzą mu
doskonale. Najspokojniejsza wydaje się być Nitka. Niewylewna i wciąż
powściągliwa, na mizianko pozwala głównie, kiedy drzemie.
Ah! No i bym zapomniała. Pixie powoli wkracza na czerwone dywany, jako
gwiazda kociej strony Facebook’a. Herszta i jego dwie wielbicielki można
śledzić na fanpage'u Pixie kot z charakterem.
Strata kota zawsze bardzo boli, oby dobrze mu się żyło w krainie wiecznych łowów :c
OdpowiedzUsuńFajnie że po tym wszystkim, Pixi ma już kompana do zabaw.
Strata Dixiego zawsze będzie boleć... jego choroba spadła na nas jak grom z jasnego nieba, i zabrała go błyskawicznie... :( Ale wierzymy że nic nie dzieje się bez przyczyny.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażaliśmy sobie by Pixie był sam. Teraz po czasie jest im chyba dobrze razem.