wtorek, 1 kwietnia 2014

IV.001












Jak poznałem naszą matkę – czyli historia czterech kotów i dwojga ludzi, niekoniecznie po kolei.


Trochę szumu, zdecydowanie za dużo światła, pudełko, tup tup tup i drzwi. Drzwi otworzyła ona, moja nowa matka. Przynieśli mnie do niej dobrzy ludzie, jak miałem niewiele ponad tydzień, było ciepłe sierpniowe popołudnie i jedyne, o czym myślałem wtedy i jeszcze przez kilka kolejnych tygodni to ciepła butla z kocim mlekiem - tak mógłby zacząć opowieść o swoim kocim życiu Smok. Nasza kocia historia zaczyna się od niego, bo nie poznalibyśmy fantastycznych zakoconych ludzi, nie dołączylibyśmy do akcji Mój kot ma dom, gdyby nie historia Smoka. Mimo że nie był naszym pierwszy kotem, to on zaczął nowy etap naszego życia. Etap celebrykotów. 

Smok był drugim kotem w naszym domu, gdy do nas przyszedł, miał niewiele ponad tydzień, a z nami mieszkała już starsza pani o imieniu Beci. Smok szybko się przekonał że Beci to bestia wcielona (imię zobowiązuje, Beci to tak naprawdę Behemot), zamiast doznać olśnienia, instynktu macierzyńskiego tak jak w duchu marzyło się SmoczejMatce, Beci przez kilka tygodni Smoka traktowała jako największego wroga, prychając i pacając, ewentualnie pacając bez prychania. 

Matka która od pojawienia się Smoka zaczęła dziwnie spędzać weekendy – na łapaniu kotów, niecałe dwa miesiące później do domu przyniosła Świnkę – jak się potem zaczęliśmy domyślać, rodzoną siostrę Smoka. Historia pojawienia się Świnki, nasze przypuszczenia dlaczego Smok do nas trafił w tak młodym wieku, i wszystkie domysły o ich bliskim pokrewieństwie zajęłyby pewnie dobrych kilka notek blogowych, lub nawet pół książki, pozostawimy to więc, przynajmniej na razie, jako naszą tajemnicę. 

Gdy cała trójka przyzwyczaiła się już do swojego życia razem, Matka znów coś zniosła do domu, tym razem za sprawą Ojca, który powiedział stojąc nad małym Rychem ganiającym po podwórku wraz z innymi wolnożyjącymi kotami “a co tam, możemy go wziąć na tymczas”, szybko okazało się, że matka “na tymczas” się nie nadaje, że ona na zawsze albo wcale. I tak właśnie w naszym życiu na zawsze pojawił się Rych. Kot nie kot, bo to raczej pies, albo mysz, ciągle to ustalamy. Rych nie dał na siebie prychać, nie pozwolił się też pacać, zdobył serca i ludzi i kotów bezgraniczną miłością, gdy ktoś na Rycha próbował prychać, ten zaczynał się miziać, albo po prostu, siłą się przytulał. I tak żyjemy w szóstkę, na jednej kanapie, dwoje ludzi, cztery koty, cztery kolana do zajęcia i cztery dłonie do głaskania. Układ idealny.

Cała czwórka potrzebowała chwili żeby się do siebie przyzwyczaić, gdy już to się stało okazało się że są super dużyną, razem śpią, razem pilnują Matki w wannie, razem się bawią i razem rozrabiają.
Kasia, Kuba, Beci, Świnek, Smok i Ryszard Myszard

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.