Error, czyli jak się żyje pod
jednym dachem z kotem z „błędem”
Error
nazywany również w zależności od sytuacji Erusiem, Erkiem, Erulkiem, bądź
Errorinem i Eriksonem, jest kotem wyczekiwanym. To czekanie trwało w moim
przypadku prawie 20 lat, ale w końcu się spełniło. Mam swojego kota i jest
całym moim światem. Od początku wiedziałam, że będzie to kot z fundacji lub
schroniska, czyli kot ze swoją historią i po przejściach, osobnik dorosły (bo
takim trudniej znaleźć dom) i jak go już spotkam będę wiedzieć, że to ten
jedyny. Po kilkumiesięcznych przeglądaniach stron fundacyjnych trafiłam na
ogłoszenie o bezdomnym kocie znalezionych niedaleko naszego osiedla, który
został odwieziony do poznańskiego schroniska i tam można było o niego pytać.
Postanowiliśmy z mężem po niego pojechać. W schronisku okazało się, że kotek ma
liczne choroby i leczenie potrwać może jeszcze kilka tygodni jeśli nie dłużej.
Po krótkiej rozmowie ustaliliśmy, że nie chcemy już czekać i zobaczymy
jakie koty znajdują się kociarni. Po wejściu do środka zatkało mnie wobec
takiej ilości mruczków. To był 26 grudnia 2010 roku. Pierwszy dzień pracy
schroniska po świętach Bożego Narodzenia. Naszą uwagę przykuły trzy osobniki.
Czarny samiec z przetrąconą główką bardzo lgnący do człowieka, drobna przestraszona
tricolorka oraz wielki białoszary misiu, który od samego wejścia trykał głową
nasze łydki. Kiedy ten ostatni sam wskoczył na kolana męża i przytulił się
pyszczkiem do jego twarzy sytuacja była jasna. On nas wybrał i nie można z tą
decyzją polemizować. Bierzemy go! Umowę adopcyjną podpisywałam drżącą dłonią.
To poważne zobowiązanie. Odtąd będziemy razem na dobre i na złe. Muszę dać mu
wszystko co najlepsze, polepszyć jego byt i pozwolić zapomnieć o wszystkich
złych przeżyciach. Dowiedzieliśmy się, że kocur trafił do schroniska z trójką
rodzeństwa tuż po śmierci swojej opiekunki. Rodzeństwo rozeszło się jak ciepłe
bułeczki, a jego nikt nie chciał. Kocur miał mały defekt – błąd – nie miał
górnego kła przez co miał krzywy zgryz, a dolny kieł wbijał mu się w górną
wargę tworząc czasami bolesną rankę. To nie było żadną przeszkodą dla nas. Był piękny, kochany i teraz już nasz.
W naszym niedużym mieszkaniu poczuł się władcą terytorium od pierwszych chwil.
Tuż po przywiezieniu go ufnie wywrócił się na grzbiet i dał brzuszek do
głaskania, okazując nam wielkie zaufanie. Imię nadaliśmy mu bardzo szybko.
Jakoś tak spontanicznie się zrodziło i jednym słowem określało kota, który ma
mały błąd natury. Error to było to właściwe słowo. Kocur szybko zrozumiał, że
to jego nowe imię i reaguje na nie za każdym razem, gdy ktoś je wypowie. Przez
pierwsze miesiące głównie odsypiał i nadrabiał nieposkromionym apetytem
schroniskowy czas. Zaczynaliśmy się poznawać.
Od
pierwszych chwil dokumentowałam zdjęciami pobyt kota z nami. Zaczęłam je
wrzucać na swój blog, który już jakiś czas prowadziłam, a z czasem czułam
niedosyt w kwestii pokazywania światu tych zdjęć i założyłam mu fanpage na
Facebooku. To jest do dziś doskonały pretekst, aby fotografować go niemal w
każdej sytuacji. Error to miłośnik drobiu (każda karma o tym smaku wygrywa z
innymi) i wszelakich wędek, bądź zabawek ze sznurkami i piórkami. Jest też
maniakiem siedzenia w zabezpieczonych siatką oknach. Może tak godzinami. Ma
charakterek i kiedy czegoś nie chce szybko daje o tym znać ostrzegawczym
uderzeniem łapek (bez pazurków), czy złapaniem zębami. Jest mistrzem drzemek w
przedziwnych pozach oraz ma szeroki wachlarz min. Jest bardzo rozgadany.
Spectrum słów i dźwięków ma ogromne. Niestety już w drugim roku od przybycia do
nas poważnie zachorował na częstą kocią przypadłość – tzw. syndrom urologiczny.
Odtąd gabinety weterynaryjne stały się naszym drugim domem. Jego przypadek
okazał się bardzo trudnym i opornym w leczeniu. Wspomagaliśmy jego zdrowienie
wizytą zoopsychologa i behawiorysty, który zostawił nam liczne wytyczne mogące kotu pomóc. Ponad
półtoraroczna walka o zdrowie przyniosła w marcu br. pierwszy dobry wynik
moczu. Naszej radości nie było końca.
Error
jest kocurem lgnącym do ludzi. Każdy gość w domu jest witany już przy drzwiach
i zawsze chętnie widziany. Latem zabieramy go ze sobą na działkę pod miastem.
Jednak zawsze jest wtedy na długiej smyczy i nie tracimy go z oczu. Był też z
nami jeden raz nad polskim morzem. Traktujemy go jak członka rodziny i każdy
kto miał z nim styczność jest pod jego urokiem. Kiedy ktoś pyta skąd wzięliśmy
tak pięknego i cudownego charakterem kota z dumą odpowiadam, że takie koty to
tylko w poznańskim schronisku można znaleźć. Kiedy jest okazja namawiam ludzi
do adopcji zwierząt bezdomnych, zwłaszcza adopcji osobników dorosłych, bo każdy
chce kociaka, a te starsze cieszą się mniejszym zainteresowanym. A my
podkreślamy, że dorosły kot to jest właśnie to.
Monika Śniedziewska-Lerczak
Wspaniała historia! Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPani Moniko, gratuluję opowieści o Errorku, a Kotu wspaniałej Rodziny i domu!
OdpowiedzUsuńswietna historia! Error musi byc super! :) i fotki tez rewelacja, bardzo mi sie podobaja! Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCudowna historia, oby jak najwięcej takich :)
OdpowiedzUsuńMonika - Ty pisz, Error niech pozuje - sukces murowany :) Uściski od nas wszystkich, zwł. Puśki :)
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść o wielkiej miłości :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia rewelacyjne.
Piękna opowieść, wspaniały tekst, super!
OdpowiedzUsuńDziękujemy
Usuń