niedziela, 20 kwietnia 2014

IV.003














Error, czyli jak się żyje pod jednym dachem z kotem z „błędem”

Error nazywany również w zależności od sytuacji Erusiem, Erkiem, Erulkiem, bądź Errorinem i Eriksonem, jest kotem wyczekiwanym. To czekanie trwało w moim przypadku prawie 20 lat, ale w końcu się spełniło. Mam swojego kota i jest całym moim światem. Od początku wiedziałam, że będzie to kot z fundacji lub schroniska, czyli kot ze swoją historią i po przejściach, osobnik dorosły (bo takim trudniej znaleźć dom) i jak go już spotkam będę wiedzieć, że to ten jedyny. Po kilkumiesięcznych przeglądaniach stron fundacyjnych trafiłam na ogłoszenie o bezdomnym kocie znalezionych niedaleko naszego osiedla, który został odwieziony do poznańskiego schroniska i tam można było o niego pytać. Postanowiliśmy z mężem po niego pojechać. W schronisku okazało się, że kotek ma liczne choroby i leczenie potrwać może jeszcze kilka tygodni jeśli nie dłużej. Po krótkiej rozmowie ustaliliśmy, że nie chcemy już czekać i zobaczymy jakie koty znajdują się kociarni. Po wejściu do środka zatkało mnie wobec takiej ilości mruczków. To był 26 grudnia 2010 roku. Pierwszy dzień pracy schroniska po świętach Bożego Narodzenia. Naszą uwagę przykuły trzy osobniki. Czarny samiec z przetrąconą główką bardzo lgnący do człowieka, drobna przestraszona tricolorka oraz wielki białoszary misiu, który od samego wejścia trykał głową nasze łydki. Kiedy ten ostatni sam wskoczył na kolana męża i przytulił się pyszczkiem do jego twarzy sytuacja była jasna. On nas wybrał i nie można z tą decyzją polemizować. Bierzemy go! Umowę adopcyjną podpisywałam drżącą dłonią. To poważne zobowiązanie. Odtąd będziemy razem na dobre i na złe. Muszę dać mu wszystko co najlepsze, polepszyć jego byt i pozwolić zapomnieć o wszystkich złych przeżyciach. Dowiedzieliśmy się, że kocur trafił do schroniska z trójką rodzeństwa tuż po śmierci swojej opiekunki. Rodzeństwo rozeszło się jak ciepłe bułeczki, a jego nikt nie chciał. Kocur miał mały defekt – błąd – nie miał górnego kła przez co miał krzywy zgryz, a dolny kieł wbijał mu się w górną wargę tworząc czasami bolesną rankę. To nie było żadną przeszkodą dla nas. Był piękny, kochany i teraz już nasz. W naszym niedużym mieszkaniu poczuł się władcą terytorium od pierwszych chwil. Tuż po przywiezieniu go ufnie wywrócił się na grzbiet i dał brzuszek do głaskania, okazując nam wielkie zaufanie. Imię nadaliśmy mu bardzo szybko. Jakoś tak spontanicznie się zrodziło i jednym słowem określało kota, który ma mały błąd natury. Error to było to właściwe słowo. Kocur szybko zrozumiał, że to jego nowe imię i reaguje na nie za każdym razem, gdy ktoś je wypowie. Przez pierwsze miesiące głównie odsypiał i nadrabiał nieposkromionym apetytem schroniskowy czas. Zaczynaliśmy się poznawać. 

Od pierwszych chwil dokumentowałam zdjęciami pobyt kota z nami. Zaczęłam je wrzucać na swój blog, który już jakiś czas prowadziłam, a z czasem czułam niedosyt w kwestii pokazywania światu tych zdjęć i założyłam mu fanpage na Facebooku. To jest do dziś doskonały pretekst, aby fotografować go niemal w każdej sytuacji. Error to miłośnik drobiu (każda karma o tym smaku wygrywa z innymi) i wszelakich wędek, bądź zabawek ze sznurkami i piórkami. Jest też maniakiem siedzenia w zabezpieczonych siatką oknach. Może tak godzinami. Ma charakterek i kiedy czegoś nie chce szybko daje o tym znać ostrzegawczym uderzeniem łapek (bez pazurków), czy złapaniem zębami. Jest mistrzem drzemek w przedziwnych pozach oraz ma szeroki wachlarz min. Jest bardzo rozgadany. Spectrum słów i dźwięków ma ogromne. Niestety już w drugim roku od przybycia do nas poważnie zachorował na częstą kocią przypadłość – tzw. syndrom urologiczny. Odtąd gabinety weterynaryjne stały się naszym drugim domem. Jego przypadek okazał się bardzo trudnym i opornym w leczeniu. Wspomagaliśmy jego zdrowienie wizytą zoopsychologa i behawiorysty, który zostawił nam liczne wytyczne mogące kotu pomóc. Ponad półtoraroczna walka o zdrowie przyniosła w marcu br. pierwszy dobry wynik moczu. Naszej radości nie było końca. 

Error jest kocurem lgnącym do ludzi. Każdy gość w domu jest witany już przy drzwiach i zawsze chętnie widziany. Latem zabieramy go ze sobą na działkę pod miastem. Jednak zawsze jest wtedy na długiej smyczy i nie tracimy go z oczu. Był też z nami jeden raz nad polskim morzem. Traktujemy go jak członka rodziny i każdy kto miał z nim styczność jest pod jego urokiem. Kiedy ktoś pyta skąd wzięliśmy tak pięknego i cudownego charakterem kota z dumą odpowiadam, że takie koty to tylko w poznańskim schronisku można znaleźć. Kiedy jest okazja namawiam ludzi do adopcji zwierząt bezdomnych, zwłaszcza adopcji osobników dorosłych, bo każdy chce kociaka, a te starsze cieszą się mniejszym zainteresowanym. A my podkreślamy, że dorosły kot to jest właśnie to. 
Monika Śniedziewska-Lerczak

8 komentarzy:

  1. Wspaniała historia! Piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Moniko, gratuluję opowieści o Errorku, a Kotu wspaniałej Rodziny i domu!

    OdpowiedzUsuń
  3. swietna historia! Error musi byc super! :) i fotki tez rewelacja, bardzo mi sie podobaja! Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowna historia, oby jak najwięcej takich :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Monika - Ty pisz, Error niech pozuje - sukces murowany :) Uściski od nas wszystkich, zwł. Puśki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna opowieść o wielkiej miłości :)
    Zdjęcia rewelacyjne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna opowieść, wspaniały tekst, super!

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.