piątek, 22 września 2017

VII.044














A właśnie że nie!

Co jakiś czas przytrafia się sesja leżąca. Leżę podczas robienia zdjęć na podłodze i fotografują koty pod łóżkiem, pod fotelem lub pod innym meblem, wprawiając w zakłopotanie opiekunów... Zapewniam Was, że jestem przygotowana na taką ewentualność i wcale Wasi podopieczni nie są wredni, po prostu nie lubią obcych sobie stworzeń, które dodatkowo skupiają na nich całą swoją uwagę. Miałam takiego kota, w sumie mam znowu, nie ma co się przejmować. Ważne, że kot czuje się u Was w domu bezpieczny, że robi miny — tym razem był ich cały przekrój — i pozwolą zrobić sobie chociaż kilka zdjęć.
Niunia vel Misia, w opowieściach zwana także Kotą jest kobietą po przejściach. Nie opowie nikomu, co dokładnie przeszła, ale ten jej brak zaufania ewidentnie ma z jej losami jakiś związek. Ma dwie opiekunki, które zapewniają jej rozrywki, balkoning w sezonie (oczywiście balkon osiatkowany), leżonka mięciutkie, gdzie tylko zechce, zabawki w ilościach hurtowych i... Wannę, pod którą można się schować, kiedy zachodzi podejrzenie chęci uprowadzenia kota.
Pannę Misię vel Niunię zastałam w piernatach. Leżała sobie i paczała. Początkowo miała minę dość poważną, zaciekawioną. Po chwili doszło do niej, że nie tylko zerkam, ale wpatruję się w nią jakimś czarnym przedmiotem, który strzela. Pojawiło się zaniepokojenie. Wygrzebała się z dołka i postanowiła iść pod wannę, ale łazienka była zamknięta. Wróciła więc, popatrzyła na mnie i zniesmaczona poszła pod łóżko, jednak w takie miejsce, by móc mnie obserwować. Kiedy ległam na podłodze i zaczęłam ją fotografować, wysłała mi wyjątkowo zniesmaczone spojrzenie. Dawno nikt mnie tak nie zbeształ wzrokiem. Nie uległa namowom opiekunek. Wyszła sprawdzić, czy może łazienkę już otwarto, ale kiedy odpuściłyśmy i faktycznie mogła już spokojnie uciec pod wannę, Kota zdecydowała, że zostanie. W końcu to jej dom. 
Dodam, że chwilę po moim wyjściu wróciła w piernaty, uznając, że całej sprawy w ogóle nie było. Plus jest taki, że ujęcia, które zdołałam zrobić, pokazują miniastość modelki — jej pogardę na przykład, kiedy chciałyśmy zachęcić ją do interakcji zabawkami. Widać jej śliczne oczy i ciekawe umaszczenie. Nie widać natomiast wałeczków. A czego nie widać... tego nie ma. Przyznacie, że to bardzo przydatne podejście w życiu?

Pomyślałam dziś o Niuni vel Misi w kontekście kilku postów na FB, które wpadły mi w oko. Wszystkie w typie "oddam" lub "wrócił/wróciła z adopcji". I chociaż nie winię nikogo — rozumiem, czasami nie ma chemii, nie ma tego czegoś i trzeba. To, że ja tego nie uznaję, nie znaczy, że tak nie może się wydarzyć... Ale myśląc o Pannie Kocie, doszłam do wniosku, że to jeden z tych kotów, które mają szczęście. Gdyby została kotem wolnożyjącym, nie wiem, czy jeszcze by żyła. Gdyby trafiła do ludzi, którzy uznają tylko miziaste, nakolanne kotki, które się do każdego łaszą, z pewnością musiałaby szukać innego domu... Jej się udało. Ktoś popatrzył na nią przychylnym okiem, zaakceptował ze wszelkimi jej dziwactwami. Ma dom. Nawet jeżeli jasno komunikuje: "a właśnie że nie zapozuję!" — nadal jest istotą kochaną, domowniczką, której zdanie (chociaż wypowiadane w innej mowie) ma znaczenie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.