niedziela, 25 maja 2014

IV.007













Joasia i Paweł Danielewscy

Nie lubimy kotów. Są to indywidualiści, z humorami, nie robią sztuczek! Jako właściciele 2 psów jesteśmy przekonani, że psy są fajne, a kot to kot...

Będąc pod koniec września 2012 na Chorwacji, w dniu rocznicy naszego ślubu na spacerze skalistym brzegiem morza, w opuszczonej przez świat i ludzi zatoczce znajdujemy kota. Zwyczajnego, szarego, okrutnie miauczącego. Widać, że jest chudy i zabiedzony. Serce się łamie na drobne kawałki, biegniemy po kanapki z tuńczykiem i wodę, jednak kot odmawia jedzenia. Dziwi nas to, bo jest okrutnie wychudzony.
Stoimy i myślimy co zrobić, próbujemy odejść, żeby zobaczyć reakcję kota – idzie za nami...

I tu mała dygresja. Wiele osób mówi, że chce zrobić „coś dobrego dla świata”. Chcieliby ale się boją, albo nie mają czasu, albo wyobrażają sobie, że trzeba bardzo się wysilić, żeby działać charytatywnie. Sprawianie by świat stał się lepszy jest działaniem małych kroków – widzisz śmieci na leśnej drodze – zabierasz i wyrzucasz do kosza, masz trochę pieniędzy – przekazujesz na pomoc dla godnej zaufania instytucji, widzisz pijanego śpiącego na chodniku – sprawdzasz czy żyje i wzywasz adekwatną pomoc. Smuci mnie obojętność ludzi. Wydaje im się, że jak odwrócą głowę to problem zniknie, że jak czegoś nie zauważą – to nie wezmą za to odpowiedzialności (w myślach mam obraz człowieka, który leży bez ruchu w tramwaju, a ludzie wychodzą z wagonu mówiąc – „zmieńmy tramwaj, bo on może umrzeć”).

I znów Chorwacja – mąż mówi: „jak kota nie zabierzemy, to nigdy sobie tego nie wybaczę”. Wiem, że ma rację, choć w głowie widzę szereg konsekwencji, jakie na nas czekają: kłopoty z właścicielem apartamentu, weterynarze, granica, transport kota, szukanie mu domu...

Kot był umierający, dlatego nie chciał ani jeść, ani pić. Dziś jest z nami i uważa się TROCHĘ za psa. Jest oczkiem w głowie męża, kochamy go bardzo i zmieniliśmy zdanie na temat kotów.
Daje nam wiele radości i czułości. Nie wyobrażamy sobie życia bez niego. Pokazuje nam co to znaczy relaks, cieszenie się z chwilą, dobra zabawa.


czwartek, 8 maja 2014

IV.006










Małe domowe zoo

Właściwie to wcale nie takie małe. Ale za to całkiem domowe. Do swojego rodzinnego domu pod Piotrkowem zaprosiła mnie Ania. Wspomniała o kotach i psach. Na miejscu okazało się, że zwierzaków jest więcej. Pojawił się paw, który dumnie podefilował w miejsce, gdzie mój obiektyw już mu nie zagrażał. Były też świnki morskie w różnych odmianach, które wypasały się na świeżej trawie w swojej zagródce. Były i myszki... Koty (Mira, Ivi, Rysio) całkiem nie przejęły się sesją zdjęciową i nie przyszły w ogóle. Za to psy zabrały nas na spacer. Zademonstrowały jak dzięki pracy zespołowej kopać głębsze doły na łąkach i jak efektywnie wpadać do kałuż, rzeczek i wszelkich innych zbiorników wodnych, po czym wytrząsały z sierści całą wodę... na nas.
Po spacerze większe psy - Luna, Pyza i ich mama Ara (adoptowana od myśliwego, ponieważ nie chciała polować) - znalazły się w kojcu, a mniejsze rozpoczęły część artystyczną. Maja ujadała na obcego człowieka w domu, Sonia pokazywała sztuczki i jeździła rózowym kabrioletem, Baby zajadała kość... za to Daffiego wystawiono z wózeczkiem na zieloną trawkę - jako ślepy i lekko niedołężny pan w podeszłym wieku nie był on zainteresowany pozowaniem, chociaż dostrzegłam chęć do wejścia w kałużę...
Przyznaję, że uwielbiam takie domki, gdzie zwierzaki mają dobre warunki życia, opiekę i miłość. Nic więc dziwnego, że z tego domu Ania wyniosła uwielbienie dla zwierzaków, a czasami też i jakiegoś psa uprowadzi, bo czuje, że w jej łódzkim domku za mało jest czworonogów. Ale o tym opowiem przy następnej okazji...  

wtorek, 6 maja 2014

IV.005











  
O zielonookim trójkącie.
 
W Niedzielę Palmową udałam się do Krakowa wysłuchać historii Anny. 

Ania jest wolontariuszką fundacji Stawiamy na Łapy. Gdy tylko przekroczyłam próg jej mieszkania, przywitał mnie "pierwokotny", czyli czarno-biały Fant, niezwykle ciekawski i uwielbiający ludzi sześcioletni kocur. Mimo swojego wieku wciąż jest radosnym rozrabiaką szukającym problemów, ale gdy zasypia na poduszce, nie sposób się na niego gniewać.

Jako drugi ujawnił się postawny Popiołek, stalowy elegant z białymi akcentami. To on pilnuje porządku w domu, zaś najbardziej lubi samodzielnie robić porządki w szufladach i wszelkich szafkach. Ten sześcioletni, przyszywany brat Fanta jest cierpliwym krwiodawcą, więc prócz ludzkich oczu cieszy również kocie istnienia.

Ibu spostrzegłam po raz pierwszy przy balkonowej siatce. To drobniutka, trzyletnia bura koteczka, która swoim urokiem przekształciła dom tymczasowy w stały. Jest lękliwym stworzeniem, ale dobrze dogaduje się z kotami mniejszymi od siebie, dzięki czemu Ania może wciąż pełnić rolę domu tymczasowego. Ibu ujawnia swe prawdziwe oblicze w zetknięciu z małymi, kulistymi przedmiotami, np. winogronami czy rzodkiewką. Przypomina wtedy wszystkim, że jest prawdziwym kocim łowcą, tylko trochę mniejszym i działającym z ukrycia.

Chcecie poznać historię zamieszkania trojga zielonookich u Anny? Zapraszam do obejrzenia publikacji, która ukaże się na koniec IV edycji naszej akcji.