czwartek, 8 maja 2014

IV.006










Małe domowe zoo

Właściwie to wcale nie takie małe. Ale za to całkiem domowe. Do swojego rodzinnego domu pod Piotrkowem zaprosiła mnie Ania. Wspomniała o kotach i psach. Na miejscu okazało się, że zwierzaków jest więcej. Pojawił się paw, który dumnie podefilował w miejsce, gdzie mój obiektyw już mu nie zagrażał. Były też świnki morskie w różnych odmianach, które wypasały się na świeżej trawie w swojej zagródce. Były i myszki... Koty (Mira, Ivi, Rysio) całkiem nie przejęły się sesją zdjęciową i nie przyszły w ogóle. Za to psy zabrały nas na spacer. Zademonstrowały jak dzięki pracy zespołowej kopać głębsze doły na łąkach i jak efektywnie wpadać do kałuż, rzeczek i wszelkich innych zbiorników wodnych, po czym wytrząsały z sierści całą wodę... na nas.
Po spacerze większe psy - Luna, Pyza i ich mama Ara (adoptowana od myśliwego, ponieważ nie chciała polować) - znalazły się w kojcu, a mniejsze rozpoczęły część artystyczną. Maja ujadała na obcego człowieka w domu, Sonia pokazywała sztuczki i jeździła rózowym kabrioletem, Baby zajadała kość... za to Daffiego wystawiono z wózeczkiem na zieloną trawkę - jako ślepy i lekko niedołężny pan w podeszłym wieku nie był on zainteresowany pozowaniem, chociaż dostrzegłam chęć do wejścia w kałużę...
Przyznaję, że uwielbiam takie domki, gdzie zwierzaki mają dobre warunki życia, opiekę i miłość. Nic więc dziwnego, że z tego domu Ania wyniosła uwielbienie dla zwierzaków, a czasami też i jakiegoś psa uprowadzi, bo czuje, że w jej łódzkim domku za mało jest czworonogów. Ale o tym opowiem przy następnej okazji...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.