poniedziałek, 19 listopada 2012

I.000 Poczucie pełnego bezpieczeństwa.


Na kolanach brzuszkiem do góry...
Tę 5-letnią już w tej chwili kotkę dostrzegłem jadąc do pracy, pewnego wrześniowego dnia na parapecie domu w Pabianicach. Ktoś wystawiał na parapet jedzenie kotom. Było ich pięć, może sześć... Z czasem poznałem prawa rządzące w tym ogródku. Koty siedziały cały czas na parapecie, bo każda próba pobiegania po ogrodzie, kończyła się pogonią za nimi jazgoczącego psa. Klatka parapetu. Bez krat i bez spacerniaka...
I zapukałem do drzwi pani, która opiekowała się kotami. Ucieszyła się bardzo i obiecała, że na jutro złapie mi jednego. "Tylko żeby był najmniejszy i najsłabszy!"- zakrzyknąłem na pożegnanie. I to była właśnie Hesia. Pierwszego dnia u mnie przesiedziała większość czasu za szafą, wychodziła tylko na jedzenie i picie. Potem szczepienia, pchły, odrobaczenie... No i świerzbowiec uszny w potwornie dużej ilości. Myślałem, że kotka jest głucha tyle tego było. Urządziłem jej legowisko na oknie. Po wewnętrznej cieplejszej stronie domu. Początkowo tylko tam pozwalała mi się głaskać. Stopniowo zdobyłem jej zaufanie, no a teraz najczęściej przyjmuje pozę taką jak na fotografii. Co stało się z pozostałymi kotami nie wiem. Mam nadzieję, że nasze rozmowy ze staruszką zaowocowały wydaniem kotów w dobre ręce. Wiem jedno."Ratując jednego kota, świata nie zmienisz. Ale świat zmieni się dla tego jednego kota".