Miłość zwierząt jest bezwarunkowa
"Mam na imię Ola, jestem szczęśliwą mamą 11-letniego Krzysia i opiekunką trzech kochanych kociaków. Zawsze z mężem pragnęliśmy mieć kota, niestety wynajmowaliśmy mieszkania i dość często się przeprowadzaliśmy. Decyzja o przygarnięciu kotka była więc odkładana. Pojawił się syn Krzyś, a my nadal nie na swoim. Dopiero dwa lata temu, kiedy Krzyś skończył 9 lat, osiedliliśmy się na wsi. Syn ciągle wspominał o naszej obietnicy, że weźmiemy kotka. Byłam jak najbardziej na tak, ale miałam obawy, ruchliwy i głośny 9-ciolatek — czy jest gotowy? Pewnej środy w ponury listopadowy dzień 2013 roku po powrocie z pracy usiadłam przy laptopie i po cichu w google wpisałam "oddam kotki", na "olx" wpisałam lokalizację. Ku mojemu zdumieniu ogłoszeń było bardzo dużo. Z ciekawości zaczęłam je przeglądać. Krzyś nakrył mnie na tym i już nie było odwrotu. Nie mieliśmy preferencji, co do wyglądu kota, ale optowałam za tym, żeby była to kotka nie kocur. Pierwsze ogłoszenie: nieaktualne. Drugie ogłoszenie, zdjęcie kilku małych szaro-białych, małych kociaków (cudne dwumiesięczne kuleczki) — dzwonię, są dwie kotki, ale zarezerwowane, zostały trzy kocurki, mówię "dziękuję" i rozłączam się. No i ta mina Krzysia... Rozmowa... Mały kotek-kłopotek, że może lepiej większego, nie wiemy, czy zdrowy itd. Nigdy nie widziałam, żeby tak bardzo czegoś pragnął. Mówię: "ok, to zastanowimy się do jutra". "Dlaczego nie dzisiaj???"
Krzyś był niepocieszony. Zachcianka dziecka? Byłam w rozterce. Dzwonię ponownie, kiedy można się umówić na odbiór kocurka. Pani mnie zaskoczyła odpowiedzią, że można podjechać nawet dziś. Zanim się zorientowałam mąż już szykował pudełko z kocykiem, a syn zakładał buty... I w ten sposób zamieszkała z nami Asza (jak się okazało, kocur był jednak kotką). Relacje Krzysia z Aszą zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Mój syn wyciszył się. Pomimo że Asza była małą wariatką i czasem przesadzali w zabawach (podrapane ręce), miał do niej wiele cierpliwości. Otoczył ją opieką, zwłaszcza w pierwszych dniach, kiedy to była jeszcze zlęknionym maluszkiem w nowym i obcym otoczeniu. Bardzo szybko zaakceptował nowe zasady zachowania, żeby kotkowi nie dostarczać stresu. Byłam z niego bardzo dumna i szczęśliwa, że dom dopełnił się o kota.
Po jakimś czasie usłyszeliśmy z mężem od Krzysia: "Zauważyliście, że odkąd pojawiła się u nas w domu Asza zrobiło się wesoło? Nigdy razem tyle się nie śmialiśmy". Miał rację, atmosfera w domu naprawdę się poprawiła. Pół roku później pojawił się u nas mały Ziwo, a po kolejnych sześciu miesiącach Mikuś. Ziwo szybko się zaaklimatyzował i został przez Aszę zaakceptowany. Krzyś pokochał go tak samo, jak Aszę i obdarzył go tą samą opieką i cierpliwością do małego kociaka. Przy Mikusiu było więcej zachodu. Mikuś nie został zaakceptowany przez Aszę i Ziwo. Krzyś też miał chwilę zwątpienia w stosunku do Mikusia. Mały przez tydzień był odseparowany i żeby nie dostarczać mu stresu, tylko ja przebywałam z nim w pokoju. Powoli mnie zaakceptował. Potem przyszedł czas na poznanie Krzysia. Było pytanie: "Dlaczego on nie jest jak Asza i Ziwo?" Długie rozmowy i tłumaczenia odniosły pozytywny skutek. Mikuś przyszedł wreszcie do Krzysia i dał się przytulić. Finalnie Asza i Ziwo zakochali się w nim tak, jak my, a Krzyś zdobył kolejne doświadczenie, że czasem potrzeba jeszcze więcej cierpliwości i czasu.
Teraz jesteśmy jedną wielką kocio-człowieczą rodziną. Ja wychowałam się od kołyski z kotem. Zwierzęta zawsze były obecne w moim domu rodzinnym. Wszystkie były znajdami lub po prostu przyszły do nas do domu i zostały. Były psy i koty, które razem wspaniale się dogadywały. To wyniosłam z domu: miłość zwierząt jest bezwarunkowa. Pragnęłam, żeby moje dziecko też tego doświadczyło".
Aleksandra Pietkiewicz
Zapraszamy Was serdecznie do obserwowania przygód Aszy i jej kocich kompanów oraz Krzysia.
___________________________________
zdjęcia pochodzą z archiwum autorki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.