O nas, czyli Dom Tymczasowy na Poddaszu od podszewki
Czy
piękny, ciepły czerwcowy dzień z Margaritą w tle może być jeszcze lepszy? Ano
może. Zawsze przecież można znaleźć kota na środku Starego Rynku w Poznaniu. Tak
właśnie zaczyna się moja historia z kotami. Najpierw pojawiła się ona. Małe,
nieziemsko brudne, zaropiałe i zapchlone kocie futerko, próbujące ostatkami sił
uciec przed złymi ptakami i groźnymi przechodniami pod rynnę. W momencie, kiedy
ją wzięłam pierwszy raz na ręce i kiedy to małe coś zasnęło po chwili na moich
kolanach, wyczerpane i zapewne głodne. Kiedy próbowałam ją obudzić, przez dobre
10 minut w trwodze, że to już koniec i kiedy ostatecznie otworzyła jedno oko z
wymownym „czego?!” Wtedy wiedziałam, że to jest to. Kot najcudowniejszy na
świecie! Przez pierwsze pół roku nie mogłam wymyślić dla niej imienia. Wszystkie
wydawały się takie pospolite, zwyczajne, a ona jedyna i niepowtarzalna. Taka
mała księżniczka, ale z charakterkiem. Stąd pomysł na bajkowe imię, jedyne i
nieprzeciętne „Piękna i Bestia”. Bo to, że jest Piękna, to każdy widzi a to, że
Bestia, to należy ostrzec potencjalne ofiary jej zębów. Bestia to moje oczko w
głowie. Zawsze będę uważać, że jest najwspanialsza, najukochańsza. Moja cudowna
księżniczka. Bestia obala tezę, że kot nie przywiązuje się do ludzi. Kiedy parę
lat temu musiałam wyjechać na kilka miesięcy za granicę i Niunia została pod
opieką rodziny, w momencie mojego powrotu i przejścia przez drzwi nie spodziewałam się , że kot tak szybko biega. To był iście koński galop przez całe
mieszkanie, żeby wskoczyć w moje ramiona przytulić się i strzelić focha na
kolejny tydzień.
Po 5 latach przyszedł czas na krok do przodu. W końcu
tajemniczy Pan P. też powinien mieć swojego kota. I tak przeglądając strony różnych fundacji z
Poznania i okolic szukaliśmy kogoś, kto nas urzeknie. Pojawił się i on. Kot
dorosły, stateczny, po przejściach, o niemożliwie smutnych oczach. Silver. Przez prawie dwa miesiące trwały zażarte rozmowy, czy na pewno chcemy
kolejnego kota i czy on, ówcześnie siedmioletni kocur, jest właśnie tym, kogo
chcemy. W
końcu, w maju 2011 roku, adoptowaliśmy Silvera z Fundacja Agapeanimali, a
dokładniej adoptował go Pan P.
Silver (obecnie Sylwester) jest to kot, który towarzyszył Fundacji od samego początku. Najpierw jako kot wolnożyjący, dokarmiany przez wolontariuszy fundacji. Stąd jego wiek, w chwili adopcji określony na 7 lat, bo tyle czasu Fundacja go dokarmiała. Jednakże jego wieku nigdy nie poznamy, bo w momencie pojawienia się w miejscu dokarmiania, był już kotem dorosłym.
A jak to się stało, że Silver stał się kotem adopcyjnym? Nic prostszego. Po prostu pewnego razu Silver sam zadecydował, że potrzebuje pomocy i próbował się wcisnąć do fundacyjnej kotulni. Wtedy wyszło, jak bardzo życie na dworze dało mu w kość. Stan zapalny zębów, skóry oraz pęcherza. Było co leczyć. Po podleczeniu Silver stwierdził, że nie chce wracać na dwór i tak został w domu tymczasowym, czekając na adopcję. Wtedy pojawiliśmy się my.
I w ten oto magiczny sposób Silver, czyli Sylwester, jest z nami od 4 lat. Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie. Nawet jeśli jego relacje z Piękną i Bestią nie są różowe, a przyjaźń między nimi bardzo szorstka, to po protu trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny. Sylwka my wybraliśmy! Został przez nas adoptowany! Jest nasz i nic tego nie zmieni! Sylwek jest wspaniałym kotem i pomimo choroby (przewlekła niewydolność nerek), cieszy się życiem, jak nigdy wcześniej.
Silver (obecnie Sylwester) jest to kot, który towarzyszył Fundacji od samego początku. Najpierw jako kot wolnożyjący, dokarmiany przez wolontariuszy fundacji. Stąd jego wiek, w chwili adopcji określony na 7 lat, bo tyle czasu Fundacja go dokarmiała. Jednakże jego wieku nigdy nie poznamy, bo w momencie pojawienia się w miejscu dokarmiania, był już kotem dorosłym.
A jak to się stało, że Silver stał się kotem adopcyjnym? Nic prostszego. Po prostu pewnego razu Silver sam zadecydował, że potrzebuje pomocy i próbował się wcisnąć do fundacyjnej kotulni. Wtedy wyszło, jak bardzo życie na dworze dało mu w kość. Stan zapalny zębów, skóry oraz pęcherza. Było co leczyć. Po podleczeniu Silver stwierdził, że nie chce wracać na dwór i tak został w domu tymczasowym, czekając na adopcję. Wtedy pojawiliśmy się my.
I w ten oto magiczny sposób Silver, czyli Sylwester, jest z nami od 4 lat. Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie. Nawet jeśli jego relacje z Piękną i Bestią nie są różowe, a przyjaźń między nimi bardzo szorstka, to po protu trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny. Sylwka my wybraliśmy! Został przez nas adoptowany! Jest nasz i nic tego nie zmieni! Sylwek jest wspaniałym kotem i pomimo choroby (przewlekła niewydolność nerek), cieszy się życiem, jak nigdy wcześniej.
Oczywiście wszyscy wiedzą, że z kotami jest jak z piwem i
chipsami; „nigdy nie kończy się na jednym”. Nie mogąc przestać myśleć o
kolejnym kocie, Pan P. wpadł na genialny pomysł zostania domem tymczasowym (dla
niewtajemniczonych jest to kocia rodzina zastępcza). Toż to idealne rozwiązanie
dla takich niezdecydowanych robaczków jak my. No i wtedy się zaczęło. Najpierw
wzięliśmy dwa maluchy, potem jeden poszedł do adopcji, to wzięliśmy jeszcze dwa.
Następnie mając 3 kociaki, ja znalazłam kolejnego na ulicy. No zrobił się mały
sajgon w domu. Jak się uspokoiło to oczywiste było, że 2 koty w domu to mało.
No to kolejny tymczas i kolejne wyzwania. Tymczasowanie kotów działa jak
narkotyk. Bardzo wciąga i uzależnia. Kiedy myślisz, że jest źle i go odstawiasz,
po chwili czujesz, że musisz znowu go wziąć, bo jest ci źle i smutno. Do tej
pory przez nasz dom przeszło 18 kotów.
Zapewne
teraz wszyscy się zastanawiają, skąd się w takim razie wzięło w naszych szeregach
to cudne czernidło, które nie chciało się pokazać podczas sesji z ciocią Iwoną?
Otóż jest to Sumi, zwana Sumatrą.* Wielka miłość Sylwka i tak zwany wieczny
tymczas, którego nikt nie chciał adoptować i został z nami już na zawsze. Trochę
smutno to brzmi, kiedy mówi się o kocie, że nikt go nie chciał. Ale to nie do
końca prawda. My chcieliśmy, bo Sumatra jest wspaniałym kotem. Totalnie ugodowa
w stosunku do innych kotów, nie ma w niej cienia agresji. Po prostu urodzona
pacyfistka. Nawet Bestia ją trochę lubi, a to nie zdarza się często.
Historia
Sumi jest bardzo krótka. Miał się złapać koci maluszek, złapała się ona.
Najpierw miała być tylko kastracja i wypuszczenie koteczki, ale że była bardzo
mroźna zima i jej pobyt u nas przeciągał się, postanowiliśmy zaryzykować i zrobić
z niej kota. Trwało to tylko 2 lata. Na początku nikt Sumatry nie widział. Po
prostu mówiliśmy znajomym, że tam na antresoli czai się czarny kot, a oni nam
wierzyli. Teraz sytuacja wygląda inaczej. Czasem nawet do obcych Sumatra
wyjdzie, pokaże swe wdzięki, po czym niknie w otchłaniach ciemności. Do dziś
śmiejemy się, że Sumatra ma rozdwojenie jaźni. Z rana wchodzi do łóżka, wywala
kopyta do góry, brzuch i sadełko do całowania i taśtania, a za 5 minut człowiek
próbuje ją pogłaskać w kuchni i widzi wielkie zielone oczy, pytające z
przerażeniem „kim ty jesteś?!” I tak do wieczora. Bo wieczorem znowu budzi się w
niej zwierzę głodne czułości. Wtedy Sumatra wskakuje na kanapę i przeraźliwym
piskiem domaga się tarmoszenia i głaskania. A że nas dobrze wychowała,
spełniamy jej wszelkie zachcianki. I tak sobie żyjemy. Ja, Pan P. nasze 3 koty
oraz tona tymczasów.
Czasem trafiają do nas młode koty, czasem stare, chore. Niekiedy nic im nie
dolega fizycznie, „tylko” straciły opiekuna i dach nad głową. Jak wiele kotów,
tak wiele historii. A ja kocham każdego z nich. Czasem dają nam popalić. Czasem
zasikają łóżko, zdemolują łazienkę, rozszarpią ważny dokument. Ale bez nich jest
nudno. Każdy ma jakąś pasję w życiu. Naszą jest poznawanie nowych kotów,
leczenie ich, pomoc w przywróceniu zaufania do człowieka. Wszystkie te
skrzywdzone i niechciane istoty zasługują na pomoc, którą my staramy się im zaoferować.
Naszym celem jest zapewnić im dobrobyt i sielskie życie.
Ewa Powęzka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.