piątek, 31 lipca 2015

V.036


Lakusia

Tupti pozuje na polującego

Toptuś zauważył, że znowu jest brudny

Tuptuś ukrył się w krzakach

Tuptuś udaje zmęczonego

Tuptuś z Anetą

Elza

Kińdzia


Do Anety trafiłam dzięki Darii, która wspomniała mi o kocie z niepełnosprawnością. Tuptuś, bo to on stał się przyczynkiem do spotkania, to jeden z trzech kotów. Ma prawdopodobnie hipoplazję móżdżkową, ale nikt nie wie, czy na skutek urazu, czy może wrodzoną. Chłopaka przywiózł z Borów Tucholskich brat Anety. Kotek był zabiedzony i nie wstawał, a jeśli już wstał, to po chwili upadał. Miał silne biegunki i właściwie nikt w domu nie miał pewności, czy przeżyje. Przeżył. Przez niego Kińdzia postanowiła wyprowadzić się piętro niżej do dziadków Anety, gdzie ma spokój i jako stateczna dama może wygrzewać się w spokoju na parapecie, czy spokojnie eksplorować mieszkanie. 
Tuptuś mieszka z Lakusią i Tofikiem (królikiem, którego na zdjęciach nie ma) oraz Elzą, dużą wilczurką. Lakusia jest drobniutką kotką, która lubi pozować, ale doszła do wniosku, że akurat to nie jest jej dzień i po zrobieniu kompromitującej fotki w kuchni, zaszyła się w krzakach, by na koniec odprowadzić mnie wzrokiem do furtki z parapetu na piętrze, gdzie drzemała... Za to Tuptuś nie miał większych problemów z robieniem min do obiektywu. Cały czas usiłował wymyć sobie futro, by wyglądać, jak na eleganckiego modela przystało... 
O co chodzi z tą hipoplazją móżdżkową? Jak już wspominałam, Tuptuś był w opłakanym stanie. Udało się wzmocnić jego organizm, ale okazało się, że nadal przewraca się. Z czasem kot nauczył się chodzić — steruje ogonem i szeroko rozstawia łapy — a nawet biegać. Ma mocno umięśniony grzbiet i nogi, co można poczuć podczas głaskania. Widać to także po tym, w jaki sposób wygina się podczas wylizywania paproszków z futra (głównie wyimaginowanych bądź mikroskopijnych). Jest odważny i nie przeszkadza mu, że jest po kastracji — nadal chce władać terenem i obiema kotkami. Uważa się za samca alfę... z trzęsawką. Aneta mówi, że "Tupti porusza się jak piłka zmyłka", bo biegając po ogrodzie, biega zygzakiem, czasami robi salta, czasami fikołki, a czasami wielkim susem przenosi się w zupełnie inne miejsce. Kot ten żyje pełną piersią, ale wymaga też od opiekunów bardzo dużej uwagi i zaangażowania. Będę to prawdopodobnie powtarzała wielokrotnie i do znudzenia: zwierzęta trzeba rozumieć. Nie można wziąć kotka, bo nam z tym lepiej. Trzeba wiedzieć, na co się decydujemy. Bo taki Tupti na przykład: musi być znoszony i wnoszony po schodach; trzeba pilnować jego działań kuwetowych, bo nie wiadomo, czy przypadkiem nie wywali się w swoje odchody; trzeba często po nim sprzątać, bo jak je to pozostawia chaos i zniszczenie na połowę kuchni. A to tylko niewielki ułamek tego, co przy Tuptusiu trzeba zrobić. Dodatkowo bywa niecierpliwy, drażliwy i uparty. Czasami jednak, gdy się zmęczy jest, jak ciepłe kluchy. I jako taka maskotka wystawia się na masaż polików, który uwielbia. To nie jest taki sam kot jak Lakusia, czy Kińdzia. Głośno chodzi (imię nie wzięło się z niczego), domaga się wychodzenia do ogrodu, jest łakomczuchem, usiłuje łowić owady, więc trzeba go mieć na oku, żeby sobie krzywdy nie zrobił, nie lubi, jak się go pilnuje i obserwuje... Ten kot wymaga szczególnej uwagi i troski. Przynależy do tego kociego gatunku, ale nie każdy mógłby się nim zajmować. Przypuszczam, że większość osób uśpiłaby takiego kota, albo wyrzuciła — co być może spotkało go właśnie w dzieciństwie. Na szczęście trafił na brata Anety i otrzymał swoją szansę na życie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.