Lekcja autoprezentacji u
profesora Marcela
Przed każdą wizytą w ramach
akcji zastanawiam się, czym przekupić modela, czy będzie się bał, czy
zaakceptuje zapach moich kotów, a może go zanudzę… Gosia uspokajała mnie, że
jej kot lubi sobie pogwiazdorzyć i nie trzeba go do tego specjalnie zachęcać,
jednak to, co mnie spotkało, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Marcel przywitał mnie w progu
swoją puchatą burością. Mruknął coś pod nosem i bez zbędnych ceregieli
zaprowadził mnie do łóżka, gdzie przez kolejne 2 godziny uprawiał autopromocję.
A sława nie jest mu obca! 2 lata temu brał udział w akcji fotograficznej przedstawiającej
prawdziwe oblicze kotów niepełnosprawnych. Do zdjęć pozował na kolanach swojej
opiekunki i tryskał radością, ponieważ jak na 10-latka przystało, twardo stąpa
po ziemi, ale nie ulega wątpliwości, że po człowieku lepiej na miękkim. Jako
profesor nauk społecznych posiada swój fan page na FB, a jestem przekonana, że mieszkanie
z młodą adeptką fotografii niedługo doprowadzi do pojawienia się tam pięknych zdjęć
kociej codzienności. Na wielu mądrych pracach pucował swoje futerko i wiele
prac Gosi pozytywnie zrecenzował, omijając klawisz „delete” w trakcie
laptopowej drzemki. Czasem zakłada okulary, by dodać powagi swemu spojrzeniu,
aby zaraz potem rozłożyć się na kocu i pokazywać światu swe rodowe bombki.
Brzmi jak sielanka, prawda? Na
co dzień tak jest, ale życie z białaczką potrafi niemiło zaskoczyć. Marcel
urodził się na podwórku i wybrał właściwą osobę do spędzenia z nim życia. Przez
jakiś czas był kotem wychodzącym i możliwe, że zaraził się wirusem w trakcie sąsiedzkiego
sporu o miedzę. Kilka lat temu znalazł się w tragicznym stanie. Tylko dzięki
szybkiej interwencji swojej opiekunki oraz cudownej duszy, której kot użyczył
krwi do wykonania transfuzji, może obecnie cieszyć się dobrą kondycją. Gosia stara
się, żeby jej podopieczny miał jak najmniej stresu w życiu, co mogłoby
drastycznie obniżyć jego odporność. Ponieważ kocur przede wszystkim potrzebuje być
blisko człowieka, na czas wyjazdów naukowych zapewnia mu dobrze ułożone damy do
towarzystwa, którym może mruczeć w pościeli do ucha o kocich marzeniach.
Krąg fanek burasa stale się
powiększa i przyznaję, że z wielką przyjemnością do nich dołączyłam. Ciężko
było zrobić mu zdjęcie, bo ciągle się ruszał, miział, barankował, ugniatał, aż
wreszcie postanowił zasiąść na moich kolanach. Nie potrzebowałam żadnych
akcesoriów ani smakołyków, by zyskać jego zaufanie. Byłam kolejną damą na jego
obszernym dworze! W momencie, gdy do mnie podszedł, skierował na siebie całą
moją uwagę. Zaprosił mnie do swojego świata i obdarzył cudownym kocim uśmiechem,
na widok którego nie miałam serca opuścić go i wrócić do domu. Jak to zrobił?
Tego chyba musi mnie nauczyć na kolejnej lekcji…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.