środa, 1 listopada 2017

VII.052














Thelma i Louis

Urodziły się w dniu ważnym dla polskiej i międzynarodowej polityki: 10 kwietnia. Tak powiedziała pani doktor przy pierwszej wizycie. Przyjechały do mnie w idealnym momencie życia — akurat pożegnałam dwa koty, które ciężko chorowały i byłam w desperacji, tak wielkiej, że byłam gotowa wziąć owczarka niemieckiego do mojego 50-metrowego mieszkania. W ostatniej chwili powstrzymał mnie mój przyjaciel, który odkrył, że gdzieś tam u sąsiadów znajomych na wsi okociła się kotka. Okazało się, że dzieciaki przyjechały wcześniej, niż się spodziewałam: miały trzy tygodnie. Ich mama za którymś razem nie wróciła, a ja wylądowała z dwoma małymi chomiczkami, które trzeba było karmić co dwie godziny. Nie wyglądały nawet jak koty. Nigdy nie widziałam aż tak malutkich zwierząt.
Chciałam, żeby dostały filmowe imiona. Bonnie i Clyde wydawało mi się zbyt oczywiste. Zostały Thelmą i Louisem — chociaż „w oryginale” to imiona dwóch kobiet. Były ze mną od samego początku — uczyły się, do czego służy miska i kuweta, były za małe, żeby wejść na kanapę i łóżko, ale chciały być ze mną cały czas. Nagle, pewnego dnia, Louis zaczął tracić przytomność. Widzieliście kiedyś, jak miesięczny kociak mdleje? Ja też nie. Biegiem do weterynarza — i wyrok: panleukopenia. Śmiertelność u kociaków wynosi około 90 procent. Były za małe nawet na pierwsze szczepienia. Oczywiście drugi kot też był już zarażony. Zostały w kocim szpitalu. Dziś myślę, że weterynarzom, którzy wtedy superprecyzyjnie wbijali wenflony w te maleńkie łapki, należą się medale. Kotki wyzdrowiały, ale z serią różnych przewlekłych chorób męczymy się do dzisiaj. Za to zaprzyjaźniłam się ze świetną ekipą wetów z Ursynowskiej Kliniki Weterynaryjnej.
Dziś mają półtora roku i ciągle odpowiadam na pytanie, „czy to rasowe koty?”. Bo w międzyczasie wyrosły im wielkie puszyste ogony i długie futro. Louis jest przylepą, kocha wszystkich ludzi. Każdy kurier, listonosz, nie mówiąc o moich znajomych, musi mierzyć się z nagłym atakiem miłości. Inteligencja nie jest jego najmocniejszą stroną (potrafi walić łapkami w drzwi, kiedy domaga się, żeby je otworzyć... Chociaż są otwarte), ale nadrabia słodyczą. Thelma to mały ninja. Obserwuje z ukrycia, przemyka, jak cień. Jest piękna i niedostępna. Rzadko przychodzi się przytulać. Lista ludzi, do których łaskawie przyszła na kolana jest bardzo krótka. Podobno kot upodabnia się do opiekuna (albo odwrotnie). Nie potrafię zdecydować, których cech mam więcej. To już muszą ocenić inni. Grunt, że moje koty mają dobry dom. A ja dzięki nim, spełniam się jako kocia mama.

[autorka: Weronika Książek]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.