czwartek, 6 lipca 2017

VII.015



















Magda i Kropka



W tym roku witam Was pierwszym wpisem, który jest spełnieniem mojego marzenia o końskiej sesji w Akcji.

Magdę i Darię poznałam dzięki siostrze. Cieszę się bardzo z tego spotkania. Poznać tak piękne dziewczyny i zobaczyć więź, która je łączy, było czymś wyjątkowym. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać to w zdjęciach.
Zapraszam na opowieść Magdaleny.
[Natalia Kann]

We wrześniu tego roku minie już około 12 lat, od kiedy zostałam właścicielką Darii (dla ścisłości — wtedy byłam jeszcze współwłaścicielką, a formalnie w 100% moja Kropka jest od prawie 2 lat). Liczenie wspólnie spędzonych lat nie wychodzi mi zbyt dobrze, bo minęło nam już razem tyle czasu, że tak naprawdę nie pamiętam swojego życia bez koni i bez mojej klaczy.

Kiedy ją poznałam, Daria była koniem pracującym w rekreacji — typowy tuptuś, raczej z tych leniwych i sprytnych. Co ciekawe, moja pierwsza prawdziwa lekcja jazdy konnej odbyła się właśnie na niej (bo nie liczę oprowadzanek na kucykach, o które już od małego męczyłam rodziców, bądź stępowania w kółko po placu w ramach atrakcji na pierwszych koloniach). Wtedy — jako dziecko — nie pomyślałabym, że kiedyś ten okrąglutki tarant będzie moim własnym koniem, ale po kilku latach w szkółce jeździeckiej i nauce podstaw jazdy konnej także na innych koniach okazało się, że stanowimy z Darią całkiem zgrany duet. Niektórzy nie lubili na niej jeździć, bo była raczej powolna i uparta. Ja natomiast musiałam przełamać swój strach, więc wolałam to niż energiczne rumaki pędzące przed siebie (a takich egzemplarzy po wyścigach w tamtej stajni nie brakowało). 

Po kilku latach Daria przeszła na własność moją oraz starszej koleżanki ze stajni. Miałyśmy plany ambitniejszych treningów i wszystko szło w dobrym kierunku, ale niestety po około roku okazało się, że koń, który przepracował już swoje w intensywnej rekreacji i nie ma też odziedziczonego najlepszego zdrowia, ma skłonności do kontuzji. Weterynarze po jakimś czasie sugerowali już całkowite odpuszczenie i wysłanie konia na łąki. 

Ja nie mogłam i nie chciałam odpuścić — i to wcale nie ze względu na swoje jeździeckie ambicje, bo te nigdy nie szły w kierunku wielkiego sportu, ale raczej dlatego, że po prostu przywiązałam się do tego zwierzęcia i traktowałam je już jako nieodzowną część swojego życia. Przez te lata nasza "praca" ograniczała się do bardzo spokojnych spacerów, jazdy z zegarkiem w ręku i wyliczanie każdej minuty chodu wyższego niż stęp. Bywały wzloty i upadki, a ja przez ten czas nie rozwinęłam się jeździecko w takim stopniu, w jakim bym mogła. Ale nie żałuję, bo mimo to mam w swoim koniu prawdziwego przyjaciela i jesteśmy razem na dobre i na złe (zarówno jej, jak i moje). Dzięki mojej cierpliwości — i nie kryguje się z przyznaniem tego — koń, który dociera już do prawdziwego wieku emerytalnego, pozostaje w przyzwoitej jak na siebie formie, co przyznaje także weterynarz znający całą jej historię. 

Nie ukrywam też, że jestem bardzo wdzięczna Kropce, bo naprawdę wiele błędów i niewiedzy jeździeckiej przez te lata mi wybaczyła. Jeździectwo to sport, w którym docieranie do dobrego poziomu jest bardzo trudne (zwłaszcza, jeżeli przez lata jest się nastolatkiem i samoukiem), a im więcej się umie i wie, tym bardziej uświadamiamy sobie, ile jeszcze pracy przed nami. Każdy jeździec musi przepracować swoje własne błędy, nawyki i problemy. Do tego dochodzi jeszcze praca nad samym koniem, który także nigdy nie jest idealny. To w końcu nie maszyna, która działa na guziki, ale żywy organizm, który również ma swoje mocne i słabe strony wymagające odkrycia.

Obecnie trenuję i rozwijam swoje umiejętności podczas treningów na innych koniach i pod okiem trenera, a zdobywaną wiedzę staram się dopasowywać do potrzeb Darii. Wydaje mi się, że po tych wszystkich latach i różnych kontuzjach, idziemy w dobrym kierunku — pomimo jej coraz bardziej podeszłego wieku. Oczywiście, wciąż pojawiają się u niej jakieś zdrowotne problemy — teraz związane już bardziej z wiekiem — ale pozostajemy w konsultacji z weterynarzem i staramy się dopasowywać sposób jazdy, ilość ruchu oraz żywienie i warunki życia do jej potrzeb i możliwości. Bardzo ważne jest dla mnie także, żeby Daria miała w stajni spokój i dobrą opiekę, dużo czasu spędzała na padoku oraz w towarzystwie innych koni.

Jak już pisałam — nie wyobrażam sobie mojego życia bez niej. Posiadanie konia od bardzo wczesnego wieku ukształtowało moje podejście do życia. Kropka nauczyła mnie zarówno cierpliwości i pokory, jak i odpowiedzialności oraz odwagi. Jest moim prawdziwym przyjacielem, z którym czuję silniejszą więź i relację niż z niejednym człowiekiem. Wiem, że rozumiemy się bez słów i że ja także jestem dla niej ważna — na pewno mnie rozpoznaje, obraża się, gdy wyjeżdżam, mamy swoje małe zwyczaje i typowe zachowania. 

Spędzanie z nią czasu to także moja odskocznia od wszystkich problemów w codziennym życiu (chociaż w gruncie rzeczy to właśnie ona jest moją codziennością).  Pozwala mi to na oczyszczenie umysłu, zrelaksowanie się i nabranie odpowiedniej perspektywy do różnych życiowych spraw. Gdy jestem z nią w stajni, przestaję myśleć np. o problemach z pracy, a gdy jeżdżę, czuję się jak w ulubionym fotelu i skupiam się tylko na niej. Wiem, że to właśnie jest moje miejsce na ziemi. 
[Magdalena P. ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.