wtorek, 7 stycznia 2014

III.035











Moja przygoda z kotami zaczęła się, gdy miałam około dziewięciu lat i bardzo, bardzo chciałam mieć zwierzątko. Moi rodzice naprawdę się przestraszyli, gdy upatrzyłam sobie małą, japońską myszkę, z bardzo długim, różowym ogonkiem - wtedy mama postanowiła, że do naszej rodziny dołączy Kot. I tak, gdy wróciłam z wakacji, zastałam w domu Bagira, pięknego, czarnego kocurka, który był z nami przez 13 lat. Bagir był kotem wyjątkowym - z jednej strony po kociemu niezależnym i dumnym, ale jednocześnie ciepłym i kochającym (wybrane osoby, oczywiście)
Po jego śmierci nie wiedziałam, co ze sobą zrobić - nie byłam przyzwyczajona do tego, że w domu nie ma kota (tym bardziej, że przez wiele lat Bagir był dość gruby i ... tupał. To było jednym z bardziej przerażających doświadczeń - że nikt w domu już nie tupał.) Wtedy dołączyła do rodziny Amazonka, "kot bez znaków szczególnych", czyli najpiękniejszy buras na świecie.
Amazonka jest kotem eleganckim, statecznym, idealnie okrągłym i... trójnogim. Pamiętam, jak w momencie adopcji śmiałam się do weterynarza, że przynajmniej moje kwiatki będą bezpieczne, bo kot nie wskoczy na parapet - myliłam się. Ewidentnie Amazonce łapka jest zbędna - zawsze się dostanie tam, gdzie chce się dostać (nawet jeśli by to oznaczało włażenie po pionowej ścianie) i panuje w domu niepodzielnie.
Co zaś do Puchacza - śmiejemy się z mężem, że jest naszym dzieckiem ślubnym (Amazonka zaś nieślubnym) - pojawił się u nas dwa miesiące po ślubie i zawładnął sercami całej naszej trójki. Jest ucieleśnieniem słodyczy, ukochaną przytulanką nas obojga i Amazonki, która go traktuje jak własne maleństwo. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.