wtorek, 17 listopada 2015

V.078

Charlie



Meme



Niby jestem wstydliwy, ale jak są sosiki, to jak mógłbym nie wyjść?






Dzisiaj zapraszam Was do przeczytania historii o kotach Ewy, opowiadanej przez nią samą. Opowieści również o tym, że warto być cierpliwym i dać czas kotu, żeby mógł się do nas przekonać.

Dom bez kota jest pusty. Przekonuje się o tym każdy, kto w domu rodzinnym ma kota i wyprowadza się od rodziców. Brakowało mi miękkości, szczękania zębami na ptaka za oknem i ogona w porannej kawie. Kiedy tylko wprowadziłam się do lokum, którego właściciel zgadzał się na zwierzęta, rozpoczęłam współpracę z fundacją. Tomaszek i Hunu byli moimi pierwszymi wrocławskimi tymczaskami. Wyrwani z zapyziałego podwórka, umorusani, chorzy, wystraszeni. Początkowo mieszkali w klatce. Sporo czasu zajęło mi przekonanie ich, że ludzie oznaczają coś lepszego niż rzucanie kamieniami i szczucie psami. Cierpliwość się opłacała. Hunuś stał się całuśnikiem i szybko znalazł dom, a Tomaszek... miał inną koncepcję. Otóż podczas wizyt przedadopcyjnych rozpływał się w powietrzu. Jak tylko zamykałam drzwi za potencjalnymi opiekunami, objawiał się w całej swej urokliwej kotowatości, kręcąc ósemki między moimi nogami, mrucząc, zaglądając mi w oczy i ugniatając. Obydwoje wiedzieliśmy, że zostanie. I tak się stało. Mieszkaliśmy wtedy z psem (śp. Gassho), królikiem i trójką żółwi. Tomaszek pomógł odchować kilka maluchów —zawsze wyrażał uprzejme zainteresowanie innymi kocimi przybyszami. Zeszłego lata trafił do nas miot chorych pseudosyjamków z Piaskowej. Pseudo, bo tylko jeden z nich miał typowy wygląd dla tej rasy. Kiedy do domu tymczasowego trafia kotek o wyglądzie rasowca, chętnych do adopcji jest multum. Dom Karo i Dawida był tym jedynym — wiedziałam to od początku i nie pomyliłam się. Wiem, że Sherlock jest tam szczęśliwy — jego historię znajdziecie tutaj .

Czarnulka Laleczka również znalazła cudowny dom. Zostali do adopcji krówek Watson i czarny Charlie. Watson zwany był na dzielni Głupkiem, bo z entuzjazmem uczestniczył we wszystkim, nie bacząc na niedogodności. Bez szemrania zjadał gorzką tabletkę na odrobaczenie i pierwszy wpychał się do otwartego transportera. Nikogo się nie bał i był wysportowany — co się objawiało w galopingu po ścianach. Dziwne, że tak mało było chętnych do jego adopcji. Watsona nie dało się nie kochać. Tulił się, mruczał, chodził za mną jak pies. Chyba nie muszę dodawać, że został na zawsze? Wraz z decyzją o adopcji przyszło jego nowe imię — Meme, jak dźwięki, które ciągle z siebie wydaje. A Charlie? Charlie był nieco wycofany, ale został wielkim fanem Tomaszka. Sypiał z nim, czule mył mu pyszczek, był jego asystentem. Walczyłam ze sobą, no przecież nie można być świnią... W pewnym momencie Charlie, który w tym czasie zaczął używać ksywy Gruby, zaskoczył. Coś „pyknęło” i Gruby zaczął ładować się na kolana i wystawiać brzuch do głaskania. Pierwszy jest na zawołanie i wchodzi pod ręce. Jednocześnie utrzymuje nieufność wobec obcych, dlatego na zdjęciach albo jest drugoplanowy, albo trzymany przeze mnie na rękach.
Mam trzy koty. Mieszkam z siedmioma — kolejne dwa są kotami Oli, a następne dwa to tymczaski, z których tylko mała Wiewióra pozwoliła sobie zrobić zdjęcia.
Widzicie, człowiek może sobie obiecywać, że nie będzie miał kotów, może przysięgać. A ci mali dyplomaci i tak znajdą sposób, żeby ukraść ci serce.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy!
Twój komentarz pojawi się po zatwierdzeniu przez administratorów strony.